, , ,

Czy masz tafefobię? Jej ofiary i kulturowe następstwa

|


Słowa kluczowe: , , , ,

Czy masz tafefobię? Historia zna wiele przykładów osób przedwcześnie uznanych za zmarłych, którzy obudzili się w kostnicy, podczas ceremonii pogrzebowej czy w trumnie zakopanej pod ziemią. Następstwem strachu przed taką sytuacją były różnorakie odstępstwa od rytuałów pogrzebowych, czego ślady dostrzegamy w trakcie badań archeologicznych nowożytnych cmentarzysk.

Błędne diagnozy odnośnie zgonów wynikały przede wszystkim z niższego niż obecnie poziomu medycyny. Mylono śmierć ze stanem śpiączki, letargiem, katatonią lub omdleniem. Nie dziwi zatem rozpowszechniony dawniej w naszej strefie klimatycznej zwyczaj dwu lub trzydniowego czuwania przy zmarłym, jako jeden ze sposobów upewnienia się, że faktycznie on nie żyje. Do przypadków pogrzebania żywcem dochodziło najczęściej podczas epidemii, wojen i masowych egzekucji, kiedy to zmarłych chowano w pośpiechu nie czekając na potwierdzenie zgonu.

W epoce oświecenia zaczęto kwestionować chrześcijańskie dogmaty i traktować śmierć jako ostateczny koniec ludzkiego żywota, co doprowadziło do narastania wśród ludzi lęku przed pogrzebaniem żywcem, czyli tafefobii. Obawy te były szczególnie silne na przełomie XVII i XVIII oraz w pierwszej połowie XIX w. Strach przed pogrzebaniem za życia potęgowały mrożące krew w żyłach doniesienia o ekshumacjach i przypadkach przedwczesnych pogrzebów, a także popularna w ówczesnym czasie literatura grozy. Osoby cierpiące na tafefobię pozostawiały w testamentach dyspozycję o tym, jak należy postępować z ich ciałem po śmierci, aby mieć zupełną pewność, że nie żyją.

Do powszechnych praktyk należało jak najdłuższe odwlekanie pogrzebu, czuwanie przy zmarłym i nasłuchiwanie czy wykazuje oznaki życia. Stosowano również szereg zabiegów jak polewanie wrzątkiem, przypalanie rozgrzanym żelazem, wbijanie noża w serce, nakłuwanie, robienie lewatywy, a nawet obcinanie głowy, które dawały stuprocentową gwarancję, że zmarły nie obudzi się w ciasnej i dusznej trumnie. Pod koniec XVIII w. zaczęły powstawać specjalne kostnice z systemem dzwonków umożliwiających zmarłym zasygnalizowanie powrotu do życia. Wynaleziono również tzw. trumny bezpieczeństwa wyposażone w przewody wentylacyjne, urządzenia służące do komunikacji i inne udogodnienia umożliwiające „zmartwychwstałym” kontakt ze światem i wydostanie się z grobu. Z dużą ostrożnością podchodzono do zmarłych na epilepsję, samobójców, topielców oraz histeryków.

Bezpieczna trumna z alarmowym dzwonkiem wg amerykańskiego patentu Franza Vestera z 1868 r.

Oczekiwanie na pogrzeb

Gdański porządek kościelny z 1612 r. nakazywał złożenie ciała do grobu w terminie nieprzekraczającym 48 godzin od chwili zgonu, pod groźbą kary pieniężnej. Synody (np. synod żmudzki z 1752 r.) upominały, aby w przypadku nagłej śmierci nie grzebano zmarłych przed upływem 24 godzin, natomiast zmarłych na choroby zakaźne należało pochować po upływie 12 godzin. Nie wszyscy przestrzegali obowiązujących przepisów. Pogrzeby szlachty wymagały odpowiednich przygotowań, bowiem miały na celu zamanifestowanie pozycji społecznej zmarłego. Często do kościoła trafiał nieboszczyk w stanie daleko posuniętego rozkładu.

Z tego powodu oraz prewencyjnie, aby uniknąć okradania grobów, ustawy antyzbytkowe oraz rozporządzenia władz zabraniały rodzinom organizowania wystawnych pogrzebów. Pod koniec XVIII wieku ze względów sanitarnych oraz zapewne pod presją części społeczeństwa, która obawiała się pogrzebania żywcem, doszło do reformy cmentarnictwa. W większości krajów, m.in. w Królestwie Polskim i Austrii wprowadzono 48 godzinny czas oczekiwania na pogrzeb, z zastrzeżeniem, że zmarłych na choroby zakaźne należy pochować przed upływem 24 godzin.

Obecnie w Polsce zwłoki osób zmarłych nie mogą być chowane przed upływem 24 godzin od chwili zgonu (najpóźniej po upływie 72 godzin od chwili zgonu zwłoki powinny być pochowane lub w razie odroczenia terminu pogrzebu złożone w domu przedpogrzebowym lub kostnicy do czasu pochowania), z wyjątkiem zmarłych na choroby zakaźne, które powinny być pochowane na najbliższym cmentarzu w ciągu 24 godzin od chwili zgonu (Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych Dz. U. 2011, nr 118, poz. 687).

Ekshumacje na starych cmentarzach

Do końca XVIII w. z uwagi na dość ograniczoną przestrzeń grzebalną cmentarzy częste były ekshumacje, celem przygotowania miejsca dla nowych pochówków. Wydobyte szczątki przenoszono do specjalnych obiektów zwanych ossuariami, znajdujących się zazwyczaj na poświęconej ziemi w obrębie cmentarza. Zaobserwowano wówczas, że niektóre szkielety leżały w nienaturalnych pozycjach, a wieka trumien od wewnątrz nosiły ślady zadrapań. Taką sytuację odnotowano m.in. na cmentarzu w XVI-wiecznej Anglii, gdzie oszacowano, że jedna na 25 osób mogła zostać pogrzebana żywcem.

Podobnie było podczas przenoszenia grobów na amerykańskim cmentarzu Fort Randall w 1896 r. Nadzorujący ekshumację T.M. Montgomery zauważył, że około 2% szczątków nosi znamiona pochowania w stanie letargu. W 1905 r. William Tebb przeprowadził badanie, w którym stwierdził, że znalazł dowody, że w 219 przypadkach omal nie doszło do pochowania osób żywych, 149 osób rzeczywiście pochowano przedwcześnie, w 10 przypadkach przeprowadzono sekcję zwłok na wciąż żywych osobach i w 2 przypadkach rozpoczęto balsamowanie „nieumarłych”. W Polsce strach przed pozorną śmiercią szczególnie silny był w Poznaniu, a to za sprawą budowy cytadeli na Winiarach. W 1828 r. decyzją władz pruskich zlikwidowano cmentarz parafialny św. Leonarda na stokach Wzgórza Winiarskiego. Niektóre ekshumowane szczątki leżały w nietypowych pozach, z podkurczonymi nogami, nienaturalnie powyginane, odwrócone twarzą do ziemi, co zinterpretowano jako dowód pogrzebania żywcem i przebudzenia się ofiar w trumnie.

Czy masz tafefobię?

Dodatkowo psychozę strachu umiejętnie podsycały ówczesne media. Nastrojom tym uległ hrabia Edward Raczyński z Rogalina (w 1814 r. prowadził wykopaliska w pobliżu starożytnej Troi), który postanowił ufundować Przysionek Śmierci, zwany również domem dla pozornie zmarłych, mającym chronić mieszkańców Poznania przed pochowaniem żywcem. Budynek otwarto w 1848 r., trzy lata po samobójczej śmierci arystokraty. Był on wyposażony w system ostrzegania złożony z przymocowanego do każdego z palców nieboszczyka naparstka połączonego nićmi z dzwonkiem. Na dźwięk dzwonka dozorca zobowiązany był do wezwania mieszkającego w pobliżu lekarza, który postępując zgodnie z instrukcją miał reanimować pozornie zmarłego. W czasie krótkiego funkcjonowania domu nie odnotowano ani jednego przypadku powrotu do życia, zapewne z powodu braku chętnych do skorzystania z oferty. Ostatecznie budynek rozebrano w 1852 r.

„Żywcem pogrzebany” – obraz Antoine Wiertza z 1854 roku (ryc. by Antoine Wiertz [Public domain], via Wikimedia Commons)

Ofiary tafefobii

Doniesienia o liczbie przedwczesnych pogrzebów i wypadkach przebudzenia w trumnie osób uznanych błędnie za zmarłych były przesadzone. Wynikały prawdopodobnie ze zbiorowej psychozy i mylenia normalnych objawów rozkładu z oznakami życia. W czasach wiktoriańskich powstały nawet stowarzyszenia, mające zapobiegać przypadkom grzebania ludzi żywcem 1)Society for the Prevention of People Being Buried Alive; London Association for the Prevention of Premature Burial.

Strach przed przedwczesnym złożeniem do grobu towarzyszył wielu ludziom. Na tafefobię cierpieli podobno Alfred Nobel, Fiodor Dostojewski, Artur Schopenhauer, George Washington, Hans Christian Andersen. Fryderyk Chopin umierając w 1849 r. w Paryżu prosił swoich bliskich o dopilnowanie, aby nie pochowano go żywym. Zgodnie z jego wolą wyjęto mu serce, które zostało przewiezione do Ojczyzny. Do dziś spoczywa w kościele pw. Świętego Krzyża w Warszawie. Problem pogrzebania żywcem był również bliski Edgarowi Allanowi Poe. Nawiązywał do niego kilkakrotnie w swojej twórczości. Temat ten jest głównym motywem w noweli „Przedwczesny pogrzeb” (1844). Przewija się również w „Berenice”, „Zagładzie domu Usherów”, „Beczce Amontillado” i „Czarnym Kocie”.

Żyjąca w latach 1829-1904 śląska pisarka, poetka i działaczka społeczna Friederike Kempner domagała się precyzyjnego zdefiniowania śmierci klinicznej oraz budowy domów przedpogrzebowych. Była też wynalazczynią misternego systemu dzwonków w zasięgu ręki nieboszczyka, aby mógł on w razie przebudzenia zasygnalizować oznaki życia. Pisarkę pochowano w rodzinnym grobowcu wyposażonym w otwory wentylacyjne na Starym Cmentarzu Żydowskim we Wrocławiu.

(…)

Jest to pełny artykuł pt. „Pogrzebani żywcem? Kulturowe następstwa tafefobii” opublikowany w numerze Archeologia Żywa 2 (64) 2017. Zachęcamy do wsparcia jedynego w Polsce popularnonaukowego czasopisma o archeologii i zakupu całego numeru bezpośrednio u nas!

Przypisy

Przypisy
1 Society for the Prevention of People Being Buried Alive; London Association for the Prevention of Premature Burial
Magdalena Konczewska
Archeolog | Oficjalna strona

Archeolog i konserwator zabytków. Pracuje w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zainteresowania badawcze: archeologia średniowiecza i nowożytności.

Dodaj komentarz

css.php