Zamek w Oporowie niespecjalnie stawiał opór. Pewnie dlatego, że nie miał komu i nie do tego został przecież stworzony. Miał po prostu być ładny i dobrze wyposażony.
Zamek nie pełnił roli założenia obronnego, może właśnie dlatego przetrwał w dobrym stanie i w zasadzie tylko miłośnicy palenia i mordowania ze Szwecji podnieśli na niego rękę skutecznie.
Zamczysko powstało mniej więcej w 1420 roku. Obok niego wyrastało nowo powstające miasto – Oporów, a wokół miasta rozległe ziemskie posiadłości. Wszystko należało do Mikołaja Oporowskiego – wojewody łęczyckiego i bliskiego współpracownika Władysława Jagiełły. Mikołaj był szyszką. Za to prawdziwą szychą i najbardziej zasłużonym członkiem rodu Oporowskich był jego drugi syn – Władysław, który odziedziczył po ojcu majątek.
Władek był podobno niski, miał chrapliwy głos i na wpół łysą pałę. Za to ambicje miał ogromne. Przejął majątek ojca i rozbudował zamek. Nabył wykształcenie w Padwie i tytuł doktora dekretów. W wieku 31 lat został rektorem Uniwersytetu Krakowskiego. Dochrapał się niezłych stanowisk. Był podkanclerzym Królestwa Polskiego, arcybiskupem gnieźnieńskim oraz prymasem Polski. Nie był za to zbyt miły ani zbyt zaangażowany w swoje obowiązki religijne. Angażował się za to w podnoszenie rangi własnego rodu, kumulowanie bogactwa i działalność na rzecz państwa. Te rzeczy wychodziły mu całkiem dobrze.
W tym czasie zamek kwitł. Władysław musiał go lubić, bo często w nim przebywał. Służył mu za rezydencję oraz centrum zarządzania majątkiem. To on zlecił budowę murowanego, reprezentacyjnego domu południowego oraz wieży z przeznaczeniem na zamkową kaplicę przystosowaną do obrony przy użyciu broni palnej.
Po pewnym jednak czasie Władka odwiedziła pani z kosą. W jego własnym zamku. Bez zapowiedzi. Po śmierci Władysława Oporowskiego majątek przeszedł w ręce jego syna, potem kolejnego i kolejnego. Oporowscy tak się w tym przejmowaniu majątków pogubili, że nie zauważyli, że jest już wiek XVI i przestali się liczyć na królewskim dworze.
W 1657 roku do Oporowa przyszli na chwilę Szwedzi. Podczas odwiedzin, coś jednak poszło nie tak i przez zupełny przypadek spłonęły dachy i konstrukcje szczytów mieszkalnych, zarówno warowni jak i pobliskiego kompleksu klasztornego. W szale odwiedzin, Szwedzi wpadli też do klasztoru. Potorturowali jakiegoś zakonnika, popytali gdzie zakopał skarby, kosztowności i bogactwa, po czym odeszli.
Po imprezie ze Szwedami, ówcześni właściciele zamku, Zygmunt i Kazimierz Tarnowscy sprzątali kilkadziesiąt lat. Trochę to zajęło ale ostatecznie się udało. A potem to już kolejni właściciele i kolejne przebudowy. Dziś zamek otacza przyjemny park założony w XIX wieku przez Tomasza Orsetti herbu Złotokłos.
Średniowiecze i historia. Historia i średniowiecze. Czasem na poważnie, czasem z przymrużeniem oka, ale zawsze trzymając się naukowych kanonów. Bawimy się słowem i uwalniamy historię!