Królewskie grobowce na Łysej Górze, słowiańskie runy, łacińska inskrypcja ku czci lechickiego władcy. Powyższe odkrycia łączy to, że nie są uznawane przez oficjalny obieg naukowy. To tylko niektóre z domniemanych odkryć, które w ostatnich latach wykorzystywano do tworzenia pseudonaukowych teorii dotyczących przeszłości Polski.
Czym jest Wielka Lechia i kim są turbosłowianie?
Nazwa „turbosłowianie” została ukuta kilka lat temu na forach i grupach internetowych dotyczących historii. Terminem tym określa się zwolenników nienaukowych wizji przeszłości, których wspólnym mianownikiem jest idea istnienia pradawnego, słowiańskiego imperium. Część tych teorii ma zabarwienie panslawistyczne, inne służą postarzaniu i uwznioślaniu dziejów konkretnych narodów.
Spis treści
Na naszym gruncie, wykrystalizowała się jakiś czas temu tzw. Teoria Wielkiej Lechii. W tym pseudonaukowym konstrukcie, piastowska Polska stanowiła kontynuację, istniejącego przez tysiące lat, lechickiego imperium. To domniemane mocarstwo, zaludniane przez wojowniczych Ario-Słowian, miało stawiać opór Aleksandrowi Wielkiemu i Cezarowi, a lechiccy wodzowie walnie przyczynili się do obalenia Imperium Rzymskiego. Kres Lechii przynieść miał spisek niemiecko-watykański, który do dziś zajmuje się fałszowaniem przeszłości i ukrywaniem prawdy o dawnym, słowiańskim imperium.
Pseudonaukowa teoria zaczęła krystalizować się w Internecie ok. 2013 roku. Przełom stanowiło wydanie książki Janusza Bieszka pt. „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna.” Na pierwszy rzut oka, książka wydana przez wydawnictwo Bellona wyglądała jak reprint jakiejś XIX-wiecznej publikacji. W istocie, sporo korzystała z dorobku XIX-wiecznych badaczy, w dodatku postaci kontrowersyjnych nawet na tle swojej epoki (np. Tadeusz Wolański, Ignacy Pietraszewski). Novum było wprzęgnięcie w dawne spekulacje genetyki i niektórych domniemanych odkryć archeologicznych. Książka wydana przez niegdyś szanowane wydawnictwo odniosła spory sukces i sprawiła, że turbosłowianie dotarli do zupełnie nowych odbiorców. Pomógł w tym również Internet, który stanowi doskonałe narzędzie do szerzenia pseudonaukowych poglądów.
Dodajmy jednak, że „turbosłowiaństwo” nie jest zjawiskiem zupełnie nowym. Już kronikarza Wincentego Kadłubka, który ukuł mit lechickiego imperium, które o stulecia poprzedzało panowanie Mieszka I, można by o nie posądzać. Różnica pomiędzy nim, a współczesnymi turbosłowianami polegała na tym, że średniowieczny kronikarz tworzył przy dość ograniczonym stanie ówczesnej wiedzy, gdy metodologia historii jako nauki dopiero się tworzyła. Nawet XIX-wieczni badacze, tworzący w epoce skłonnej do romantycznych uniesień, znajdują pewne rozgrzeszenie. Gdy Tadeusz Wolański pisał o Lechitach, rozpoznanie archeologiczne ziem polskich było prawie zerowe, a archeologia jako nauka dopiero raczkowała. Przyjrzyjmy się niektórym współczesnym mitom o początkach Polski.
(Prawie) Polski Schliemann
Łysa Góra długo skrywała swe tajemnice. Setki lat temu, katoliccy misjonarze zbezcześcili święte dla pogan miejsce, stawiając na nim klasztor. Chrystianizatorzy ukryli tym samym grobowce lechickich królów, czyniąc krok w kierunku wymazania prawdy o słowiańskim imperium. Wydrążone w szczycie Łysej Góry krypty pozostawały w zapomnieniu przez setki lat. Dopiero w latach 50. XX wieku, na ich ślad przypadkiem wpadli robotnicy, wykonujący prace budowlane wokół opactwa. Komunistyczne władze przeraziły się jednak tego odkrycia i nakazały zalać prastare komory grobowe. Na ponowne odkrycie, czekały kolejne pół wieku.
Postanowił zbadać je Adolf Kudliński. Ten „pierwszy polski preppers” zorganizował ekspedycję, w trakcie której dokonał, pod osłoną nocy, w asyście paramilitarnych oddziałów, penetracji zalanych krypt. Jego badania przyniosły dowód na liczącą wiele tysięcy lat przeszłość tego miejsca. Film z eksploracji można obejrzeć w serwisie YouTube. W te rewelacje wierzy część polskich turbosłowian. Argumenty na rzecz tego odkrycia są dosyć skąpe. Po pierwsze, odkrywca zakłada, że Łysa Góra była dla Słowian ważnym miejscem, więc znajdujące się pod wzgórzem podziemne struktury musiały mieć znaczenie. Po drugie, znajdujące się w domniemanych kryptach stalaktyty mają wskazywać na to, że zostały one wykute kilka tysięcy lat temu. Kwestia religijnej wagi Łysej Góry w przedchrześcijańskiej Polsce jest od jakiegoś czasu kontrowersyjna.
Nie trzeba jednak wdawać się w zawiłe naukowe dysputy, by obalić argument o dziwności domniemanych krypt. Przez setki lat działał na Łysej Górze klasztor, a później, od czasów zaborów do II Wojny Światowej, mieściło się w nim ciężkie więzienie. Obie instytucje miały jeden, wspólny problem: niedobór wody. Kilka lat temu, doktor Czesław Hadamik odkrył sieć cystern pod klasztornym wirydarzem. Domniemane krypty również są funkcjonalnie połączone z zabudowaniami opactwa, wobec czego należy uznać, że mamy do czynienia ze zwykłymi zbiornikami na wodę. Mogą być nawet znacznie młodsze. Inżynier Pulikowski, który w latach 50. dokonywał inspekcji krypt, ocenił że są dziełem carskich więźniów. Odnośnie turbosłowiańskich spekulacji na temat wieku krypt, należy dodać, że nie przedstawili oni żadnych wyników badań potwierdzających pradawny wiek stalaktytów. Przedstawili jedynie szacunki „na oko”, ustalając pod tezę tempo przyrostu stalaktytów. Tymczasem zależy ono od wielu czynników, jak np. rocznych opadów, rodzaju skały itp.
Również spiskowa teoria wokół domniemanych krypt nie ma za bardzo sensu. W momencie pierwszego odsłonięcia świętokrzyskich cystern, trendem w polskiej nauce była tzw. Archeologia milenijna. Na tle ideologicznej rywalizacji z Kościołem, władze komunistyczne chętnie dotowały badania początków państwa polskiego. Każde odkrycie wykorzystywano pośrednio lub bezpośrednio do wykazania, że kościół nie przyniósł do Polski cywilizacji, ale że była ona rozwiniętym krajem jeszcze przed przyjęciem nowej religii. Komunistyczne władze nie miałyby więc żadnego interesu w zalewaniu krypt, gdyby w rzeczywistości były tym, za co uważa je Kudliński. Runy po polsku Tomasz Kosiński, jeden z lechickich guru, zadał sobie trud odkrycia na nowo słowiańskich runów. Zapowiedział już wydanie kolejnej książki, w której dokona ich odczytu. Na ten moment, w publikacji „Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry” (2018), zdał relację z własnej wyprawy szlakiem dawnych falsyfikatów. Historia zabytków, które próbuje przywrócić do obiegu naukowego Kosiński ma już przeszło dwieście lat.
W 1771 roku Andreas Gotlieb Masch ogłosił odkrycie, do którego miało dojść już kilka dziesięcioleci wcześniej w miasteczku Prillwitz. Gdzieś w jego okolicy powinna znajdować się opisana przez historyka Helmolda świątynia Połabian, a na terenie Prillwitz znaleziono pogańskie figurki. Uznano, że są to posążki bóstw słowiańskich. Zabytki miał odkryć miejscowy pastor Fryderyk Sponholz (zmarł 1697 r.) podczas sadzenia drzew obok plebanii. W trakcie prac ogrodowych wykopał brązowe kotły. Tkwiło w nich wiele figurek wykonanych z brązu oraz inne starożytne przedmioty. Po jego śmierci część zbioru sprzedano złotnikowi z pobliskiego miasta nazwiskiem Paltzke. Niektóre ze znalezisk przetopił on podobno na dzwon kościelny. Obie rodziny łączą się we wnukach pastora Sponholza, Gideonie i Jakobie. W 1768 roku bracia Sponholtzowie sprzedali „znalezisko pastora”, czyli 46 przedmiotów (w tym 20 posążków bóstw) dr. Joachimowi Jasperowi Johannowi Hemplowi. Mieli też zapewnić, że więcej takich przedmiotów nie posiadają. Dziś znajdują się w muzeum w Schwerin. Aż do drugiej połowy XIX wieku uchodziły za dowód na istnienie słowiańskiego pisma. Podejrzliwością wobec odkrycia wykazali się już XVIII-wieczni uczeni. Zaowocowało to przeprowadzonym kilka lat później śledztwem, wskazującym na lokalnego złotnika jako fałszerza.
- Miedziana siekierka sprzed 5500 lat odkryta podczas świątecznego zlotu
- Słynny archeolog powraca! Recenzja gry „Indiana Jones i Wielki Krąg”
- „Dakowie nad górnym Dniestrem” – wkrótce premiera nowej książki
- Archeologiczne Sensacje 2024
- Polski zespół odkrył w Uzbekistanie narzędzia sprzed 70 tys. lat!
- Równowartość tygodniowej pensji z XVII w. odkryta na Kujawach!
- Mummy Research Center – nowy rozdział w badaniach nad przeszłością
- Nowy podcast „Blazing the Trail” opowiada o początkach ludzkości
Prawie sto lat później w prasie ukazały się wzmianki o ozdobionym runami kamieniu żarnowym odkrytym w Mikorzynie, w majątku Andrzeja Doroszewskiego. Nieco później odkryto kolejny kamień z wizerunkiem konia i runicznym napisem. Uczeni tej miary, co Lelewel i Cybulski, szybko podjęli się odczytania napisów, dochodząc do bardzo różnych wniosków. Bomba wybuchła 22 lutego 1869 roku. Na spotkaniu Oddziału Architektury i Sztuk Pięknych Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Krakowie Hrabia Aleksander Przeździecki wygłosił odczyt na temat idoli prillwitzkich, o których autentyczności był przekonany. W reakcji na ten referat, Karol Estreicher oświadczył, „iż nie tylko bożki prylwickie ale i kamienie mikorzyńskie (Prowe i Konik) uważa za podrobione”.
Hrabia Przeździecki potraktował sprawę bardzo osobiście. W toku dyskusji podjęto decyzję o powołaniu komisji, by dokładnie zbadała stan rzeczy. Jej prace przeciągały się kilka lat. Czytając opublikowane w 1872 roku „Sprawozdanie o kamieniach mikorzyńskich”, nie sposób odnieść wrażenia, że Estreichera próbowano zakrzyczeć. Uczciwie jednak zamieszczono na końcu jego wątpliwości, wygłoszone na spotkaniu Komisji Runologicznej w kilka dni po odczycie Przeździeckiego. Estreicher zaczął od tego, że nacięcia na kamieniu wydają się świeże. Jak sam stwierdza, „Zarzut ten jednak byłby błahy, gdyby inne nie nasuwały się wątpliwości”. Jego zdaniem, litery ktoś skopiował z rysunku fałszywek Spongholza, umieszczonych w publikacji Lelewela. Rysunek rzekomego bóstwa Prowe również wyglądał na odrysowany z tej samej książki. Konik został natomiast skopiowany z niewiele wcześniej odkrytego Światowida ze Zbrucza. Tym razem fałszerz nieznacznie poprawił rysunek. W tym kontekście znowu pojawia się bóstwo Prowe. Tymczasem jego powstanie – stwierdza Karol Estreicher – zawdzięczamy zecerom, którzy źle złożyli do druku tekst Helmolda. Miał też drobniejsze uwagi podważające starożytność domniemanych run. Wprawdzie do części jego argumentów można pewne mieć wątpliwości. Różnie współcześnie podchodzi się do owego bóstwa Prowe. Jednak w zgodnej opinii większości uczonych, imię jest w przekazie Helmonda zniekształcone. Jeśli chodzi o ogólne spojrzenia na kamienie mikorzyńskie, dalsze badania i publikacje przyznały Estreicherowi rację.
Nawet ci uczeni, którzy byli mniej skłonni, by wierzyć w owe odkrycia, mogli w XIX wieku żywić nadzieję, że pewnego dnia słowiańskie runy ujrzą światło dzienne. Piotr Boroń w artykule „Ku pradawnej Słowian wielkości” podaje przesłanki źródłowe, które wówczas wykorzystywano dla potwierdzania ich istnienia. Po pierwsze, niemiecki kronikarz Thietmar (975–1018) napisał, że stojące w świątyni Światowida w Radogoszczy posągi bóstw są podpisane. Drugim źródłem jest „Traktat o literach”, napisany przez mnicha Chrabra (X w.). Pisząc o wynalezieniu przez świętych Cyryla i Metodego głagolicy, Chrabr wspomina, iż: „Najpierw więc Słowianie nie mieli pisma, a będąc poganami za pomocą kresek i nacięć liczyli i wróżyli”. Zastosowane w oryginale słowo może obok liczenia oznaczać także czytanie. Wreszcie, w Żywocie Świętego Konstantyna mowa jest o jakiś „literach roskich”, których czytanie święty opanował w czasie wizyty na Krymie. Tekst Thietmara nie precyzuje, jakim alfabetem miały zostać napisane owe imiona. Napisy towarzyszące połabskim posągom mogły być po prostu malunkami, mylnie zinterpretowanymi przez obserwatora pochodzącego z piśmiennej cywilizacji. Mogły też stanowić próbę naśladownictwa pisma, czy też być prostymi symbolami, oznaczającymi dane bóstwo. Zresztą, jak zauważyła Adrianna Szerba, Thietmar w innym miejscu mówi wprost, że Słowianie są… niepiśmienni. Chrabr opowiada natomiast o przedpiśmiennych formach zapisu informacji. Tego rodzaju zabytki pochodzące ze Słowiańszczyzny (i nie tylko) znamy z późniejszych czasów. Bardzo długo w środowiskach chłopskich i pasterskich karbowano proste informacje, głównie inwentarzowe, na drewnianych kijach. Tak zwany rabosz można było też wykorzystać do zawierania umów – oznaczony kij dzielono następnie na dwie równe części, a niszczono po jej wypełnieniu. Etnografowie przekazują bardzo dużo różnych zastosowań takich kijów.
Natomiast trzeci przekaz opowiada najprawdopodobniej o znanym na Krymie piśmie gockim lub o runach używanych przez Waregów. Drugie z wskazanych wyjaśnień podaje się również dla kilku wzmianek o piśmie wśród Rusów, które pochodzą ze źródeł arabskich. To wszystko powoduje, że uczeni z dużą dozą sceptycyzmu podchodzą do wszelkich domniemanych odkryć przedsłowiańskiego pisma.
(Prawie jak) Awiłło Leszek
Cesarz Tyberiusz postanowił uczcić swojego siostrzeńca. Wystawił mu grobowiec, ozdobiony łacińską inskrypcją. Siostrzeńcem władcy był lechicki władca, Awiłło Leszek. Na inskrypcję zwrócił uwagę jako pierwszy Tadeusz Wolański w 1843 roku. Kilka lat temu, jego odkrycie przywrócił nauce Janusz Bieszk. Płyta nagrobna, znajdująca się w Museo Lapidario w Urbino, cofa oficjalną historię Polski o tysiąc lat, do I wieku n.e. Tak widzą ten zabytek zwolennicy teorii Wielkiej Lechii. Przyjrzyjmy się łacińskiej inskrypcji oraz proponowanemu tłumaczeniu:
CAVILLIO LESCHO TI CLAVDIVS BVCCIO
(ORYGINAŁ – podkreślone słowa/litery zostały pominięte w przekładzie Wolańskiego)
COLVMBARIA IV OLL VIII SE VIVO
A SOLO AD FASTIGIVM MANCIPIO DEDIT
Na pożegnanie*
(przekład T. Wolańskiego, ortografia uwspółcześniona / *pierwsza linijka dodana przez J. Bieszka)
Awiłłowi Leszkowi, Tyberiusz Klaudiusz
Grób ten z czterema framugami, na osiem urn popielnych,
jeszcze za życia, jemu jedynie, dla zaszczytu, na zupełną własność oddał
Choć zabytek jest oryginalny, problemów z takim odczytaniem jest sporo. Po pierwsze, w Rzymie panował inny niż współcześnie system imienniczy tzw. Tria nomina. Najsłynniejszym przykładem jest Gajusz Juliusz Cezar. Pierwszy człon jego nazwiska to praenomen (przedimię), drugi nomen gentile (imię rodowe), a trzeci cognomen (przydomek). Już pierwszy rzut oka na inskrypcje wskazuje, że Wolański, XIX-wieczny kolekcjoner i fantasta ignorował istnienie tego systemu. Zamiast Awiłło Leszka mamy więc Gajusza (C to skrót od Caius) Awilliusa Lescho/Leschusa. Cognomen tej osoby stanowi problem, gdyż jest tzw. Hapax legomenon, słowem (w tym wypadku imieniem) poświadczonym tylko raz. Domniemany Cesarz w inskrypcji to natomiast Tyberiusz Klaudiusz Buccio, który rzymskie obywatelstwo (lub jego przodek) zawdzięczał… Klaudiuszowi (41-54). Nowi obywatele otrzymywali bowiem praenomen i nomen gentile od nadającego obywatelstwo, w epoce cesarstwa zwykle od samego władcy. Gdyby Buccio otrzymał obywatelstwo od Tyberiusza, byłby Tyberiuszem Juliuszem, bo takie były pierwsze elementy tria nomina tego cesarza. W reszcie inskrypcji nie chodzi natomiast o uhonorowanie kogokolwiek, a o handel… miejscem pochówku. W Rzymie nie można było sprzedać grobu, jeśli znajdowały się w nim zwłoki. Stąd podkreślenie, że akt dokonał się za życia sprzedającego. Finalnie uzyskujemy następujące tłumaczenie:
Gajuszowi Awilliuszowi Leschusowi, Tyberiusz Klaudiusz Buccio
(prawidłowe tłumaczenie)
cztery kolumbaria i osiem urn,
za życia, od podłogi po sklepienie, na własność przekazał.
To tylko niektóre z naukowych źródeł wykorzystywanych przez Turbosłowian. Naukowcy mają tendencję do ignorowania teorii pseudonaukowych. Tymczasem, aktywne reagowanie na nie powinno być wpisane w etos uczonego. Od wiary w Wielką Lechię nikomu nie stanie się krzywda. Osoba taka może jednak przykładowo, poprzez spirale pseudonaukowych portali, zacząć wierzyć w medycynę alternatywną, zostać antyszczepionkowcem albo zaszkodzić sobie na sto innych sposobów. Podatność na tego rodzaju teorie wskazuje też na pewien kryzys zaufania do nauki. Musimy, jako historycy i archeolodzy, walczyć o wiarygodność. Teoria Wielkiej Lechii jest bękartem sporów o autochtonizm Słowian na ziemiach polskich.
Dziś biskupińskie grodzisko nie uchodzi za dzieło Prasłowian, ale świat nauki niedostatecznie przedstawił swoje racje, jak i nie stworzył spójnej i alternatywnej wizji naszych korzeni na potrzeby dla zwykłego odbiorcy. Stąd turbosłowianie, zarzucając, że naukowcy twierdzą iż Polska stała się nagle w 966 roku mają poniekąd rację. Istnienie takich głosów wskazuje na sporą wyrwę w popularyzacji wiedzy. Zwolennicy Bieszka i pokrewnych do jego teorii stanowią też zagrożenie. Jak inne kraje postkolonialne, jesteśmy zagrożeni tym, że nienaukowe i spiskowe teorie trafią kiedyś do podręczników, by pompować nasze narodowe ego. Podobne teorie są wszakże nauczane na Bałkanach, znajdują się w podręcznikach szkolnych i akademickich. Ponadto amatorzy pokroju Kudlińskiego coraz chętniej bawią się w archeologów, niszcząc niekiedy wartościowe stanowiska.
Podsumowując, spory o Lechię pokazują, że historia to nie tylko naukowe odkrycia i spory, ale także gałąź wiedzy, która jest potrzebna „laikowi”, by mógł odnaleźć swoje miejsce na świecie. Stąd spoczywa na nas, uczonych i popularyzatorach nauki, spory obowiązek.
Artykuł zawiera zmienione ustępy książki pt. „Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka” (2018).
Jest to pełny artykuł „(Pseudo)Archeologia o początkach Polski” opublikowany w numerze Archeologia Żywa 4 (70) 2018
Historyk, socjolog. Doktoryzuje się na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W 2018 roku opublikował książkę pt. "Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka."
W katedrze na JasnejGórze mamy taki oto obraz prezentujący poczet władców Polski (Lechi):
http://slavia-lechia.pl/jasnogorski-poczet-wladcow-polski-id12
Przed Mieszkiem I według obrazu mieliśmy jeszcze 14 władców…
Ps. Mieczysław twój tekst jest świetny. Nad materializmem mamy jeszcze świat duchowy. Ogień (serce) narodu jest schowane głęboko pod warstwą plugawej lawy. Ale tego ognia i sto (tysiąc) lat nie wyziębi. Spluwam więc na tą lawę i stąpam do głębi… 😉
Szanowny Panie, proszę mi wytłumaczyć w jaki sposób obraz pochodzący z XVIII wieku, w momencie gdy jego twórca najpewniej wzorował się na znanych do dnia dzisiejszego kronikach średniowiecznych, miałby nam służyć jako dobre źródło wiedzy na temat tego co działo się przed wiekiem IX?
A nawet jeśli coś byłoby na rzeczy, to jak to wszystko ma się do koncepcji fałszowania naszej historii przez chrześcijaństwo? Chyba diametralnie inaczej pojmujemy mistrzostwo w fałszerstwie. Publiczne wystawianie ewentualnych dowodów zbrodni nie brzmi jako takowe.
Co do komentarza Mieczysława to przegapiono zmienić moje imię w kopii umieszczonej na portalu twojahistoria.pl. Napawa mnie dumą to, że nasza strona jest na równi z taką konkurencją i zasłużyła na tak poważne wyznanie wiary. W tym przypadku bowiem mamy z sytuacją podobną do wiary w każdą inną religię lub mitologię. Sugerowanie, że ktoś jest w błędzie oczywiście niczego nie zmieni a takowe próby uważam osobiście za obraźliwe w stosunku do ewentualnych wyznawców. Nie próbujmy jednak przedstawiać wiary jako fakty naukowe, bo jako takowe nie utrzymają się nigdy w obliczu podstawowych metod badawczych.
Drodzy Panowie, zupełnie nie znam się na archeologii, przekazach i kronikach. Ale wierze w Wielką Lechię, nie tyle Wielką terytorialnie co Duchowo choć jedno nie wyklucza drugiego. Dlaczego? Bo czuje ją w sobie, bo czuję się spadkobiercą jej wartości moralnych, społecznych i duchowych. Bo te wartości są nam dzisiaj potrzebne jak rybie woda. Lechia choć we mgle jest naszą brzytwą, która choć rani słowami i piórem pseudo naukowców, którzy dla zaspokojenia swojego EGO gotowi są poświęcić, swój(albo nie swój) naród, swoją rodzinę, swoją wolność. Panie Radku z całym szacunkiem dla Pana profesji, proszę przedzielić kartkę na dwie kolumny i w jednej wypisać cechy Narodu, który ma poczucie wartości historycznej dorównującej sąsiadom a w drugiej cechy Narody tłamszonego, sprowadzonego do podmiotowości na obrzeżach Wielkich Cesarstw a na końcu Wszechmocnego Chrześcijaństwa. Która wersja stworzy mocniejszy, bogatszy Naród? W tej chwili nie chodzi o prawdę ale o być albo nie Polaków (Lechitów) jako Narodu. Na pewno wie Pan o czym mówię, Obecnie w całej Polsce ok. połowa to czyści genetycznie potomkowie pierwotnych Ludów zamieszkujących te ziemie. Łatwo ich poznać bo ich wiedza na tema Lechii nie pochodzi z pism i artefaktów, które były niszczone lub fałszowane na potęgę a wszyscy naukowcy w oparciu o nie wydają swoje naukowe rozprawy i rewelacje. Proszę zwrócić uwagę, że w IX wieku chrześcijaństwo opanowało już niemal całą Europę przekupując jej Elity rządzące i na diametralne sfałszowanie historii wysłało tysiące misjonarzy i inkwizytorów właśnie w tym celu, usunięcia wszelkich śladów niewygodnej historii wystarczyły 2-4 pokolenia. Czy Pan wie, że współcześni, bodajże angielscy archeolodzy chcąc zbadać pozostałości po pierwszej świątyni Jerozolimskiej nie mogli się doszukać jej fundamentów a po zbadaniu istniejących fragmentów wydali oświadczenie, że powstały one 200 lat temu a nie 3000, że opisywane otoczenia wydarzeń biblijnych jak zachowane freski i obrazy opisują i pokazują Jerozolimę na tle dużej zatoki morskiej z pływającymi dużymi statkami a Jordan przeżuci Pan kamieniem a woda sięga ledwie pasa? A więc coraz śmielej umieszcza się Jerozolimę i Jezusa (Isusa) nad Bosfor (XI w.), gdzie krajobraz idealnie pasuje do biblijnych opisów. Są też ślady po ukrzyżowaniu. Czy Pan wie, że do kalendarz a dodano 298 lat między VI a VIII w. A więc właściwie mamy dopiero rok 1717! I wiele, wiele innych fałszerstw. Nic Pan nie wie, nie wyczytał, nie wykopał? Jak to możliwe? Widać fałszerze musieli być mistrzami nad mistrze, że tak dociekliwych, wyposażonych w nowoczesne przyrządy wciąż wodzą za nos. Powiem Panu dlaczego. Nie jest Pan potomkiem przodków tej ziemi. Nie ma w Panu jej wibracji, jej historii, ducha wolności. Zdziwiłbym się gdyby miał Pan chociaż jeden procent R1a. W sumie to nie Pana wina, po prostu Pan z tym nie rezonuje. Zawsze może Pan to sprawdzić robiąc badania genetyczne ale Pan chyba o tym wie?!
Z archeologii jestem słaby, ale akurat interesuję się weksylologią i muszę sprostować to, co tu napisałeś. Co do zbieżności kolorów na flagach państw słowiańskich, to jest ona rezultatem ruchu panslawistycznego, powstałego w XIX w.- twórcy ruchu takie kolory (tzn biały, niebieski i czerwony) uznali za swój symbol. Nawiasem mówiąc wyróżniają się tu flagi Polski, poprzednia flaga Białorusi- obie kolorystykę wywodzą od barw Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego- oraz Ukraina, której kolory nawiązują do Księstwa Halickiego. Nie wiem też, skąd twierdzenie, że układ kolorów na fladze Austrii jest niespotykany w germańskim kręgu kulturowym- czerwony i biały są na fladze Danii (uważana za najstarszą flagę europejską !), Anglii, są to też kolory np. Frankfurtu, Moguncji, Utrechtu, Turyngii, rodu Hauteville (Normanowie !). Flaga Austrii wywodzi się z symboli rodu Babbenbergów- legenda głosi, że jeden z książąt tego rodu, walcząc w Ziemi Świętej pod Akrą, podczas bitwy zdjął zakrwawiona tunikę- pozostała ona biała w miejscu, gdzie przykrywał ja pas rycerski- i używając jako sztandar zagrzewał swych rycerzy do walki.
W lingwistyce orientuję się średnio, ale chyba nie z powodu ignorancji nie znam żadnego języka słowiańskiego silnego na „zachodnich rubieżach Europy”- chyba , że masz na myśli naszych rodaków w Irlandii.
Nazwę rzeki Lech wywodzą raczej od celtyckiego plemienia Likatów, w źródłach pojawia się jako Likias, potem Licca, więc to raczej przypadkowa zbieżność z „Lechią” czy „Lechem” (tak jak np. „bat” po polku; po angielsku to, wiadomo, nietoperz, a np. po baskijsku- jeden; no i co z tego wynika ?
Dodam trochę z innej beczki, dziś już wiadomo że niegdyś wiodąca teoria Darwina była najoględniej ujmując ponaciągana przez samego autora by udowodnić tezy przez niego wymyślone. Jednak i dziś wielu naukowcom trudno się odciąć od powszechnie uznawanej choć kwestionowanej dziś teorii być może dlatego, że byli na niej wychowani podobnie jak wielu przed nimi. Swoją drogą szkoda że to nie Słowianie wynaleźli słowo pisane bo historia pisana ze słowiańskiego punktu widzenia, a nie ogólnopojętego kręgu łacińskiego, mogłaby wyglądać inaczej. Pozostają jednak zastanawiające jak dalece rozprzestrzeniony i silny jest język słowiański także na dalekich tzw zachodnich rubieżach Europy. Chociażby zastanawiająca jest zbieżność kolorystyczna flag narodowych w dzisiejszych krajach słowiańskich. Ale też występowanie geograficzne rzeki o nazwie Lech i krainy o tej nazwie w Austrii, która nomen omen ma ciekawe zestawienie kolorów na swojej fladze, tak odmienne on germańskich kręgów kulturowych. Ciekawe prawda?… kto wie może dzisiejsi Darwini słowiańskiej historii też się mylą.
Ciekawym jest zderzyć powyższy artykuł z artykułem zamieszczonym na tym samym blogu:
https://archeologia.com.pl/2018/09/08/megality-historia-sprzed-5500-lat/ .
Czy odkrycia przedstawione w filmie są już politycznie, historycznie i archeologicznie poprawne, bo tak „na prawdę”, to megality te zbudowali jacyś hipotetyczni „germańcy”?
Czy twórcy tego filmu nie są czasami też Turbosłowianami, według powyższego artykułu, ponieważ sugeruje, że budowniczymi megalitów byli Słowianie – hg R1a + hg I2?
Coś się plączesz w propagandowych zeznaniach „Archeologio”.
A w którym miejscu film „Megality. Historia sprzed 5500 lat” coś takiego sugeruje?
Autor najpewniej jest Niemcem co widać po składni i temperamencie oraz braku kultury dla naszych przodków
„Mam nadzieję, że tym razem podałem wystarczająco konkretów i dowodów.”
A ja miałem nadzieję, że nie będę się bił ze ścianą; że ktoś jeszcze włączy się do dyskusji.
Nic to! Do boju… Polsko!!!
Miał być odc.3 o Imperium. Czasu brak, a poza tym, wypadałoby coś wcześniej naprostować.
” Dwa niezależne historyczne dokumenty pochodzące sprzed IX w. n.e. zgodnie mówiące o… ”
To mam pytanie? Czym jest historyczny dokument?
Nie ma wszak ani jednego historycznego dokumentu z przed XVI w., a mimo wszystko uznajemy za historyczne np.: kulturę Olmeków, państwa Majów, Imperiów Wari i Tiwanaku. O metropolii Cahokia, albo o miastach Amazonii, są co prawda przekazy historyczne(!), ale pojedyncze. To jak to jest? To tylko na udowodnienie słowiańskości ziem współcześnie polskich, potrzebne są dokumenty? A inne kultury, cywilizacje, imperia i federacje… To tylko hipotezy?
Wszak już dałem przykład. Wyroiły się masy Sklawinów i podbiły wszystko wokoło.
No a później… znowu, wyroiły się… tym razem z bagien Prypeci i zasiedliły tzw. pustki osadnicze. Gratulacje! Logika magika.
„Najlepiej by dodatkowo opisywały takich samych władców i podobny zakres terytorialny.”
Nawet nie mam pomysłu, jak to skomentować! Może:
-Najlepiej, gdyby to byli „germańcy”.
Czy Ty się czasami czytasz?
„(…) i widzieli stopniową ewolucję w znajdowanych przedmiotach.”
Historyk nie używa pojęć z nie swojej dziedziny nauki. Ewolucja?
„Renomowany” (przez świat uniwersytecki) historyk, nie poruszałby tematu ewolucji- jako rozwoju cywilizacji, bo każdego takiego można zgasić jednym twierdzeniem:
NIKT NIE POTRAFI WYTŁUMACZYĆ, JAK ZBUDOWANO WIELKIE PIRAMIDY!
Cywilizacja się uwsteczniła i nie wiemy jak to się stało.
Bez obrazy, ale wsadź więc sobie „historyczne” wymagania w buty… będziesz wciąż się uważał za wyższego.
P.S. Znajdę czas, to będę kontynuował polemikę. Tylko trochę więcej rzetelności.
TzT.
Nie. Pańskie stwierdzenia są błędne. Po pierwsze, jestem archeologiem. Po drugie, myśli Pan o ewolucji biologicznej. Termin ewolucja jest wieloznaczny, a w naukach społecznych mamy np. cały nurt neoewolucjonizmu, w którym porzucono idee postępu – uwstecznianie się jak najbardziej wchodzi w grę i nikogo nie gasi. Po trzecie, wymienione kultury Nowego Świata w większości przypadków są równie historyczne co np. nasza kultura przeworska. Niektóre z nich dodatkowo jednak używały pisma, dzięki czemu posiadamy ich własne przekazy pisemne. O tym też myślałem pisząc o dokumentach historycznych – mea culpa, mogłem się wyrazić jaśniej.
Dlaczego więc, nasze kultury jak np. wspomniana przeworska nie zostały uznane za imperia? Ponieważ źródła, które posiadamy, w mniemaniu większości badaczy nie zostały uznane za wystarczające do stworzenia takich hipotez. Nie wykluczam możliwości, że może się to zmienić w przyszłości, aktualnie jednak nie mamy do tego dobrych podstaw.
Wyraźnie też zaznaczyłem, że analizowana przez Pana odpowiedź dotyczy istnienia organizmu państwowego, nie kwestii etnicznych. Dorzuciłem przy okazji parę argumentów, które sprawiłyby, że wtedy nikt by z tym faktem już nawet nie dyskutował. To, że nam obu wydają się one zabawne chyba nieźle świadczy o tym jak obecnie mało prawdopodobnie brzmi ta teoria. Tym razem nie zapomnę o dodaniu odpowiedniej emotki 😉
Co innego kwestia słowiańskości terenów dzisiejszej Polski. Nawet jeśli założymy, że Wenedowie byli proto-Słowianami to najwcześniejsze wzmianki pochodzą z I w. n.e. (a prócz nich również Sarmaci, Scirowie i Hirrowie). Na pewno ciekawe jest zastosowanie tzw. geodetic deformation analysis korygującego błędnie sporządzoną przez Ptolemeusza siatkę geograficzną. W wyniku tego, autorzy badań lokacje wymieniane w Geografii wiążą ze stanowiskami współczesnej Ptolemeuszowi kultury wielbarskiej (Marx C., Neitzel F., 2007. „Deformationsanalyse und regionale Anpassung eines historischen Geodatenbestandes”, Technische Universität Berlin). Nawet jeśli założymy, że teza ta jest prawidłowa, to wciąż mamy kupę czasu p.n.e. i brak odpowiedzi na pytanie: to skądś się wzięli, czy byli zawsze?
Najpierw się odniosę do komentarza, a później zaserwuję odc.2, który będzie się odnosił do pierwszego akapitu (więc teraz go pomijam).
Drugi akapit, to typowa mowa-trawa, o wszystkim i o niczym. Zero dowodów.
„Były one piecami jednorazowego użytku (…).” – A kto tak stwierdził? Znowu żadnych dowodów.
„(…) i powstają np. opowieści o piecach, które ciągną się kilometrami.” – To nie żadne opowieści, tylko reporterskie świadectwo z konkretnych wykopalisk archeologicznych. W cytatach jest podane nazwisko polskiego naukowca prowadzącego wykopaliska.
Poza tym, cytowałem książkę, którą miałem w ręku (dobrze wiem kiedy była napisana, podkreśliłem, że obecnej wiedzy na ten konkretny temat, trzeba szukać w muzeach, prawdopodobnie w Nowej Hucie).
Słabo. Ani słowa na temat. Było państwo- zalążek państwowości- czy nie było?
To teraz o tych pustkach osadniczych, które jak niektórzy twierdzą, nie wiadomo jak tłumaczyć.
Odc.2.
To będą tylko cyt. z Wikipedii. Dobrze wiem kto ją redaguje. Można sprawdzić- nie są to zwolennicy „Wielkiej Lechii”, czy też „Imperium Słowiańskiego”. I bez zarzutów, że to nie podręcznikowa wiedza. Znajdź nieścisłości, a szybko się je usunie. Znam takich, co o to zadbają. Im na tym zależy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sklawinowie :
„Personifikacja czterech krajów (Sclavinii, Germanii, Galii i Romy) z Ewangeliarza Ottona III; ok. r. 1000.
Sklawinowie, Sklawini, Sklaweni, Sklawenowie – dawna nazwa używana przez pisarzy bizantyjskich na określenie Słowian niezależnie od ich nazw plemiennych, z czasem (V – VI wiek) zawężona do plemion słowiańskich żyjących pomiędzy Dniestrem a Dunajem i Cisą na terenach współczesnej Rumunii, Mołdawii oraz częściowo Ukrainy i Węgier, w odróżnieniu od zamieszkujących dorzecze Dniepru Antów i nadwiślańskich Wenedów.
Nazwa Sklawinów pojawiła się w IV w. n.e., w dziele teologicznym Cezariusza z Nazjanzu. Używali jej również Jordanes w swojej Kronice i Prokopiusz z Cezarei. Jordanes pisał, że ludy słowiańskie: pochodzą z jednej krwi i występują obecnie (VI w.) pod trzema nazwami: Wenedów, Antów i Sklawinów.
(…)
„Pierwsze najazdy sklawińskie na Cesarstwo Bizantyjskie, podejmowane wspólnie z Antami, miały miejsce za panowania cesarza Justyniana I. W 540 roku Sklawini wspólnie z protobułgarskimi Kutigurami dotarli aż do bram Konstantynopola. W 549 roku podjęli samodzielną wyprawę, w trakcie której spustoszyli Ilirię i Trację i dotarli do wybrzeży Morza Egejskiego. W następnym roku wielka liczba Sklawinów, jakiej nigdy nie było wcześniej, najechała Dalmację i Trację i po raz pierwszy pozostała w granicach Cesarstwa na zimę. Wysłane przeciw nim wiosną 551 roku wojska bizantyjskie poniosły druzgoczącą klęskę pod Adrianopolem. W 558 roku Antowie i Sklawinowie wzięli udział w wielkim najeździe Kutigurów na Bizancjum docierając do Konstantynopola i przez Termopile w głąb Grecji. W tym czasie liczne grupy Sklawinów osiedlały się w granicach Cesarstwa w charakterze sprzymierzeńców podejmując służbę w armii cesarskiej.”
– Według mnie, brak wzmianek o Wenedach. Przyjmijmy założenie, jako że „pochodzą z jednej krwi”, to chętnie uczestniczą w wyprawach.
Dalej:
„Kres samodzielnym najazdom Sklawinów na Bizancjum na dłuższy czas położyło pojawienie się w Europie Awarów. Pomiędzy 558 a 560 rokiem podbili oni bułgarskich Kutigurów i Utigurów oraz Antów. W 561 roku osiedlili się wśród Sklawinów dackich, na północ od dolnego Dunaju podporządkowując ich sobie. Panowanie Awarów nad Sklawinami dackimi nie było jednak trwałe. Wykorzystując przesiedlenie się Awarów w 567 roku do Panonii, na tereny Kotliny Panońskiej, Sklawini odmówili płacenia daniny Awarom. Na rozkaz swego wodza Dobręty (Dauritas) zamordowali posłów kagana domagających się zapłaty podatku. Około 578 roku w liczbie, jak podają kronikarze greccy, 100 000 przekroczyli Dunaj i wdarli się aż do Grecji. Cesarz Tyberiusz II zawarł wówczas sojusz z Awarami, a kagan Bajan mszcząc się za śmierć posłów najechał Dację.
Około 574 roku Awarowie wspomagani przez Sklawinów panońskich zdobyli część ziem nad dolną Sawą i środkowym Dunajem. W 579 budowniczowie sklawińscy zbudowali przeprawę przez Sawę, która umożliwiła Awarom w następnych latach podjęcie oblężenia i zdobycie Sirmium (582). Sklawinowie daccy na własną rękę najechali wówczas, pomiędzy 579 a 583 rokiem, Półwysep Bałkański, cztery lata żyjąc w nim zupełnie swobodnie i bez lęku jak we własnej ziemi. Bizancjum zawarło sojusz z Antami, którzy zmusili Sklawinów do częściowego powrotu do Dacji i ponownego pogodzenia się z Awarami. Przyniosło to w rezultacie wzmożenie presji awarsko-słowiańskiej na Bizancjum. W 584 roku w ręce awarskie wpadły twierdze Viminacium, Augusta i Singidunum. W latach 584 i 586 Sklawini dwukrotnie wspólnie z Awarami oblegli Tesalonikę.”
– I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Awarowie
Zdumiewające ile w tym temacie przypuszczeń i teorii. Jedno jest pewne: charakteryzowali się posiadaniem na głowie dwóch warkoczy. Oprócz tego co zdziałali.
Oczywiście ani słowa o Wenedach. Przecież świat do dziś o nich mało co wie.
I dalej:
„Pomiędzy 609 a 615 rokiem Sklawini zalali niemal cały Półwysep Bałkański. Obroniły się Tesalonika i nieliczne miasta wzdłuż wybrzeży Morza Czarnego, Egejskiego, Jońskiego i Adriatyku. Romańska i grecka ludność półwyspu chroniła się w niezdobytych miastach albo ulegała asymilacji. Część opuściła żyzne doliny zajęte przez Słowian i schroniła się w górach, zajmujących wnętrze Półwyspu Bałkańskiego.”
– Można się wgłębiać w temat. I wszystko staje się jasne. Wystarczy do tego wszystkiego wpisać „nadwiślańskich Wenedów”:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wenedowie
i tzw. pustki osadnicze na obecnych terenach państwa Polskiego i okolic, są do wyjaśnienia. Gdzie wyemigrowała ludność? No przecież wyjaśniono! Na południe.
Zasadniczym pytaniem jest: co skłoniło połowę społeczeństwa do emigracji na południe?
Oczywistą odpowiedzią są zmiany klimatyczne (do udowodnienia- wystarczy poszukać). Są naukowcy- historycy, którzy opisują, że Imperium Rzymskie upadło… bo się klimat zmienił.
Na dziś wystarczy. Będą kolejne odcinki. W następnym coś o Imperium.
TzT.
Ok. Drogi Tuzie z Talii rozumiem zarzuty. Przepraszam, to wynik innych jałowych dyskusji z osobami, którym po prostu zależy na przedstawieniu swojej opinii. Spróbuję w takim bezpośrednio ustosunkować się do już zadanych pytań.
// Jakich dowodów potrzebują historycy, by stwierdzić istnienie na terenach dzisiejszej Polski organizmu państwowego przed IX w. n.e.?
Odpowiedź: Dwóch niezależnych historycznych dokumentów pochodzących sprzed IX w. n.e. zgodnie mówiących o tym, że mieliśmy tutaj państwo. Najlepiej by dodatkowo opisywały takich samych władców i podobny zakres terytorialny.
// Jakich dowodów potrzebujemy my – archeolodzy?
Odpowiedź: Jak te wyżej + idealnie gdybyśmy zaczęli dodatkowo odkrywać stanowiska, na których możemy mówić o ciągłości osadniczej do IX w. n.e. i widzieli stopniową ewolucję w znajdowanych przedmiotach. Dodatkowym bonusem będzie odkrycie stanowisk, które można by uznać ze ośrodki centralnie sprawowanej władzy.
// Było państwo – zalążek państwowości- czy nie było?
Odpowiedź: Jeśli mowa o okresie przed IX w. n.e. na terenach dzisiejszej Polski to nie. Przez chwilę na południu Polski możemy co najwyżej mówić o wpływach wielkomorawskich. Dowodem są istniejące źródła historyczne i archeologiczne, które są opisywane w literaturze zajmującej się tym tematem np. Kaczanowski P., Kozłowski J. 1998, „Najdawniejsze dzieje ziem polskich (VII w.)”; (red.) M. Derwich, A. Żurek 2002. „U źródeł Polski (do roku 1038)”; (red.) P. Urbańczyk 2016. „The Past Societies”, tomy 4 i 5.
// Czy istnienie centrów metalurgicznych jest dowodem na istnienie jakiegoś systemu państwowego?
Odpowiedź: Nie, ale organizacji pracy na pewno. To jednak nie jest równoznaczne z istnieniem państwa. Tutaj są dwa pierwsze przykłady z brzegu, ogólnodostępnej literatury na temat centrów metalurgicznych i dymarek:
1. Tutaj o Igołomii: Orzechowski S., 2014. „Igołomska Fabrica ferri – historia zapomnianego odkrycia” [w:] R. Madyda-Legutko, J. Rodzińska-Nowak (red.), Honoratissimum assensus genus est armis laudare, Kraków, s. 291-299 (dostępne na: http://bit.do/eHPFp).
2. Tutaj o stanowiskach z Mazowsza. Woźniak M., 2015. „Starożytna metalurgia żelaza na ziemiach polskich przez pryzmat Mazowieckiego Centrum Metalurgicznego” [w] Ł. Kaczmarek (red.), Dawna wytwórczość na ziemiach polskich, s. 41-50, (dostępne na: http://bit.do/eHPCK)
// Skąd wiemy, że dymarka jest piecem jednorazowego użytku?
Odpowiedź: To wiedza powszechna. Jeśli potrzeba literatury to np. dwa powyższe przykłady i dalsza literatura umieszczona w nich. A jeśli uznajemy wikipedię za wystarczające źródło to pod hasłem „dymarka”: „W początkowym okresie dymarki były wyłożonymi gliną zagłębieniami w ziemi (ogniska dymarskie), później piecami jednorazowego użytku, częściowo zagłębionymi w ziemi”
Sprostowanie: Co do pieców, które ciągną się kilometrami – mój błąd. Jak to mówią gdy człowiek się spieszy… Z jakiegoś powodu ubzdurało mi się, że mowa o jednym, kilometrowym piecu i wyszło jak wyszło. Może co prawda to lekkie przerysowanie, ale na pewno na setki metrów, co widać chociażby w przykładzie nr 2, na ryc. 3 (Woźniak 2015, s. 44). W kwestii reporterskiego świadectwa mam różne doświadczenia, ale też fakt, że w czasach przedinternetowych stało ono zdecydowanie na wyższym poziomie.
// Po co istniały starożytne centra/rejony metalurgiczne?
Odpowiedź: Pewnie jest tyle teorii ilu badaczy. Np. w przykładzie nr 2 sugerują, że dla ośrodka świętokrzyskiego mógł to być eksport do plemion walczących w wojnach markomańskich (Woźniak 2015, s.48). Nie piszą oni jednak, że do funkcjonowania tych ośrodków metalurgicznych potrzebne było państwo. Hipoteza jak to hipoteza – warto by było udowodnić. Może prowadzenie takiego przedsięwzięcia było o wiele prostsze niż wydawało się autorowi „Słowiańskiego rodowodu”?
// O jakiej pustce osadniczej mówimy?
Odpowiedź: Przełom okresu wpływów rzymskich i wędrówek ludów. Czyli mniej więcej przełom IV / V w. n.e.
// Czy wspomniana pustka istniała?
Odpowiedź: Na ten moment obowiązuje teoria że tak. W obliczu nowych dowodów będzie to weryfikowane.
// Która teoria pochodzenia Słowian jest prawidłowa (autochtoniczna czy allochtoniczna)?
Odpowiedź: temat jak rzeka i nawet nie będę próbował się go podjąć. Powstało na ten temat setki publikacji a dyskusja co jakiś czas jest rozpoczynana na nowo – z różnymi skutkami. Każdy z badaczy wczesnego średniowiecza ma własne zdanie na ten temat.
>> Założyłem, że przytoczone fragmenty o Antach, Sklawinach i Wenedach były związane z dwoma poniższymi pytaniami. Może źle zrozumiałem zamiar. Jeśli tak to prosiłbym o sprecyzowanie właściwych pytań.
// Czy historia Jordanesa mówi coś na temat zalążków państwowości na terenie współczesnej Polski?
Odpowiedź: Nie, ponieważ nie ma w niej na ten temat żadnego słowa. Dodatkowo w większości opisuje nie nasze ziemie.
// Czy historia Jordanesa mówi nam o tym, że na terenie dzisiejszej Polski żyli Słowianie?
Odpowiedź: Nie. Tak jak napisałem wcześniej – ktoś na pewno, ale dalej nie wiemy jaki etnos. Pochodzenie (a nawet istnienie) Wenedów jest dyskusyjne. Zaznaczone to jest chociażby, na poświęconym im wpisie w Wikipedii. Przykład, gdzie dokładniej opisane są wątpliwości, o których wspomniałem: Curta F., 2006. „Tworzenie Słowian. Powrót do słowiańskiej etnogenezy” [w:] (red.) P.Urbańczyk”Nie-Słowianie o początkach Słowian”, s. 27-55 i 157-164 (dostępne na: http://bit.do/eHSaS)
Mam nadzieję, że tym razem podałem wystarczająco konkretów i dowodów.
O tym, że ludzie żyli na naszych terenach od dawien dawna wiemy bardzo dobrze i nie twierdzimy niczego innego bo byłoby to głupotą. Pustka osadnicza jest terminem określającym znaczący regres, który miał wówczas miejsce i też jest faktem. W późnym okresie rzymskim na ziemiach polskich było pełno ludzi i osiedli, z kolei w okresie wędrówek ludów już nie. Doliczamy do tego każde nowo odkryte i wciąż różnica jest diametralna.
Najmniej wiemy o kwestiach kulturowych, więc nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy byli to Celtowie, Słowianie, Germanie czy jeszcze inny etnos. W przypadku teorii mówiących o istnieniu Słowian na terenie dzisiejszej Polski od zawsze (albo oszczędniej od 5500 lat) głównym argumentem są badania genetyczne, do których archeolodzy podchodzą sceptycznie. Oczywiście niektórzy uważają w tym momencie – podążając za propagandową nagonką, że jest to objaw zakłamania teoriami zaborców lub obawa przed postępem (tak jakby nam on w czymkolwiek przeszkadzał). Po pierwsze: wszyscy wiemy, że bezsprzeczna wiara w cokolwiek nie służy nikomu ani niczemu dobrze. Szczególnie gdy uważa się, że wnioski z badań wyciągane są w błędny sposób. Pod drugie: to, że geny są niewrażliwe na przemiany polityczne i kulturowe jest tematem na osobny artykuł.
Trochę dymarek na różnych stanowiskach mówi nam wyłącznie o tym w jaki sposób wytwarzano żelazo. Są to bardzo typowe obiekty i odkrywane są na wielu stanowiskach kultury przeworskiej. Były one piecami jednorazowego użytku i ich nagromadzenie nikogo, kto zna się na starożytnej metalurgii dziwić nie powinno. Dla wszystkich zainteresowanych polecamy imprezę „Dymarki Świętokrzyskie”! Książka „Słowiański rodowód” został wydana po raz pierwszy w 1961 r. i wydaję się nam, że w ponownym wydaniu z 2008 r. nie zostało tam zmienione nic a nic. Sporo teorii tam zawartych już od dawna jest nieaktualnych, choć czyta się je pewnie równie przyjemnie. Warsztat historyka a archeologa różnią się znacząco, dlatego gdy my potrzebujemy interpretować dokumenty historyczne prosimy o pomoc historyków. Niestety gdy próbujemy to zrobić na własną rękę najczęściej kończy się to kompletną klapą. W drugą stronę jest tak samo i powstają np. opowieści o piecach, które ciągną się kilometrami.
Witam wszystkich autorów i czytelników. Po raz pierwszy znalazłem się na tej stronie i chyba będę czasem zaglądał.
Chciałbym wnieść coś sensownego w ową dyskusję. Daleko mi do turbo, choć jest we mnie taki desperat, który chętnie staje po tej słabszej stronie lub w przegranej sprawie.
Do rzeczy. Chcecie dowodów, że… No właśnie, jakich dowodów Wam historykom jeszcze potrzeba?
Odc.1:
„Na ścianie muzeum zofipolskiego wisiała tabliczka (…):
W latach 1930-1934 znaleziono 4 piece,
w roku 1946- 11
w roku 1947- 8
w roku 1948- 3
w 1949- 12
razem- 38 pieców.
A w roku 1950 (…), postanowiono przeciągnąć szosę (…) od wsi Cło w kierunku Niepołomic. Roboty ziemne (…) pokazały, że piece istniały i tam. W ten sposób uchwycono od strony zachodniej dotychczas znany zasięg tego prapolskiego okręgu przemysłowego.
(…)
Maszyna (…) wydobyła na światło coś ciekawszego od pieców garncarskich. Pokazały się (…) wyloty dymarek, pieców hutniczych, w których wytapiano żelazo.
(…)
Badania (…) doprowadziły (…) do ustalenia wieku znaleziska. Igołomskie dymarki powstały w I i II stuleciu po Chrystusie.
Rezultaty poszukiwań (…): stwierdzono, że na lewym brzegu Wisły, w dół od późniejszego Krakowa, w I stuleciu naszej ery zaczął się kształtować okręg przemysłowy. Rozciągał się on na przestrzeni sześciu kilometrów.
(…)
Tymczasem można śmiało przypuszczać, że te garncarnie pracowały na zbyt. Któż budowałby na domowy użytek aż tyle pieców, z których każdy mógł jednocześnie wypalać kilkadziesiąt naczyń? Piec znaleziony (…) w Tropiszowie zawierał nietknięty ładunek garnków. Było ich równo dziewięćdziesiąt. Takie piece ciągnęły się całymi kilometrami, jeden przy drugim, niemal zrośnięte ściankami na samym szczycie skarpy. Rzeka płynęła kiedyś tu w dole. Zespół wytwórczy sprzężony był zatem z doskonałą, ba! najlepszą wtedy drogą.
Wyrabiano tak zwaną ceramikę siwą, którą dawniej upierano się nazywać gocką, obecnie zaś trzeba będzie przechrzcić na igołomską. Technika pracy stała bardzo wysoko. Obok dworu odnaleziono piec garncarski z XV wieku. Ani go porównać z tymi „przedhistorycznymi”. Prymitywny, niezdarny, byle jak sklecony.
Nasi pragarncarze posiadali pewną tajemnicę. Znali taki sposób wypalania, że garnek i bez glazury nie przeciekał. Glazura występuje dopiero we wczesnym średniowieczu, i to jako wielka rzadkość. Garncarstwo ludowe nie odziedziczyło tej techniki, która przeszła raczej na wyrób porcelany.
(…)
Pytania cisną się gwałtem. Kto tu pracował- ludzie wolni czy niewolnicy? Jak przedstawiał się problem ustroju społecznego i gospodarczego, jak wyglądały stosunki między rządzonymi a rządzącymi, jak rozwiązywano sprawę aprowizacji, dostawy surowca i zbytu?
(…)
Tym razem chodzi o żelazo, o metal, którego zastosowanie było wielkim przewrotem w historii ludzkości. Mamy przed oczyma niezbite dowody, że w samych początkach pierwszego tysiąclecia naszej ery wytapianie żelaza osiągnęło u nas bardzo wysoki szczebel techniki i organizacji pracy. Natrafiono na ślady już nie prymitywnych stosów, na których pławiono rudę, otrzymując gąbczastą masę z żużlem, wymagającą jeszcze przekucia. Tutaj są dymarki zgrupowane w prawdziwy okręg przemysłowy. Na pewno znano sposoby utrzymywania w nich wysokiej temperatury. Obsługiwanie ich wymagało daleko posuniętego podziału pracy.
Wszystko to nie mogło chyba działać bez jakiejś formy państwowej. Taki domysł narzuca się sam przez się. Ktoś musiał czuwać chociażby nad bezpieczeństwem oraz nad sprawnym działaniem dostawy i wywozu. A jeszcze ważniejsze, że ktoś musiał (…), ale na pewno nie bez przymusu, rozstrzygać problemy socjalne. Wydaje się bardzo wątpliwe, czy dymarki obsługiwali robotnicy najemni. Wolno także wątpić o tym, że każdy piec z osobna stanowił własność jakiegoś drobnego wytwórcy. Raczej cały zespół do kogoś należał, znajdował się pod czyjąś władzą, którą ogromnie wzmagał.
W odległej przeszłości górnictwo i hutnictwo zaliczały się do robót szczególnie ciężkich. Kierowano do nich ludzi przymusowo. Tak mówią źródła historyczne. Według (…) Tacyta, Kwadowie i Sarmaci zmuszali pokonanych do kopania żelaza.
(…)
Wzmianki te pozwalają się domyślać że okręg hutniczy spod (…) Igołomi mógł być (…) obsługiwany przez niewolników. Sprawa dotyczy (…) okresu rzymskiego (I-IV w. po Chrystusie), czyli czasów, w których przodujące państwo świata, Rzym (…), w całości oparte było na ustroju niewolniczym.
(…)
Jesienią 1951 roku doktor Stanisław Buratyński stwierdził na terenie wsi Wyciąże ślady przemysłu garncarskiego z III-II wieku przed Chrystusem, a jednocześnie (…) dawniej poszukiwane osadnictwo w samej Mogile. Okazało się (…), że produkcja z Wyciąża reprezentowała poziom wyższy od igołomskiej.
(…)
W tym miejscu ludzie mieszkali, poczynając od młodszej epoki kamiennej aż po wczesne średniowiecze.
(…)
Nie było jednak ani cienia dowodu przemysłowych zajęć ludności.
Bo też mieszkali tu zapewne rolnicy i hodowcy. Plony ich pracy były niezbędnie potrzebne zespołowi przemysłowemu, czynnemu opodal. Można przypuszczać, że opasywał go cały wieniec wsi rolniczych, dla których był rynkiem zbytu. Wszystkie dziedziny życia odczuwały skutki tak potężnego rozwoju garncarstwa i hutnictwa.”
Fragmenty z: Paweł Jasienica „Słowiański rodowód”; wyd. Pruszyński i S-ka, Warszawa 2008.
Nie mam pojęcia, jak dziś się kształtuje wiedza na ten temat Nie byłem w Nowej Hucie, a to tam, gdzieś w muzeum jest ciąg dalszy rewelacji, o których pisał Leon Lech Beynar. Na pewno w podręcznikach szkolnych o tym cisza.
Będzie odc. 2, jeżeli ktoś podejmie wyzwanie i się ustosunkuje do dowodów. Tylko proszę nie pisać, że to mini państewko, albo że to jacyś Goci, Celtowie bądź inny etnos. Macie dowód, że istniało „coś”, o czym ówcześni i żadni inni kronikarze nie napisali ani słowa. A to „coś” na ziemiach polskich pod Krakowem.
P.S. Radosław Biel; 5 stycznia 2019 at 10:05
„Prosimy o podanie chociaż jednego dowodu naukowego potwierdzającego, że Słowianie tutaj byli od zawsze.”
Jeden dowód podałem, ale co znaczy od zawsze. Przecież tzw. Germanie, Celtowie czy Goci, też nie byli tu od zawsze.
pOZDRAWIAM niePOPRAWNIE niePOLITYCZNIE
Tuz z Talii
Mysle ze ta cala religia turbogermanska z 19 wieku szybciutko sie teraz kruszy w obliczu badan genetycznych. Jestem pewna ze za 5 lat bedzie juz pozamiatane i turboniemcy odejda na zawsze w niebyt. Odnosi sie to do ciaglosci zamieszkania od kilku tysiecy lat naszych praslowianskich przodkow na terenie od Renu po Ural. W Wielka Lechie nie wierze.
A jakim to sposobem Rzym miał podbijać ziemie, do których nigdy nie dotarł? Rzymianie generalnie zatrzymali się na Renie i Dunaju z pewnymi wyjątkami (Agri Decumates, Dacja), a to trochę daleko od ziem polskich.
Cesarstwo Rzymskie nie chciało podbić ziem niezorganizowanych plemion niepiśmiennych małpoludów, wolało z nimi handel, (patrz: Bursztynowy szlak). Taką oto wiedzę propaguje się w szkole… Potrzebujemy więcej badań, bo niewiele wiemy.
W szkole propaguje się również mapy, dzięki którym można się dowiedzieć, że granice Rzymu przebiegały dość daleko od ziem polskich. To trochę utrudnia podbój. A handel to dość popularna metoda pozyskiwania różnych dóbr, w niektórych kręgach nawet ceniona bardziej, niż rozbój.
Czyli przedtem nie było, a Cesarstwo Rzymskie nie miało ochoty na podbicie tych ziem! Daj sobie chłopie coś na zatwardzenie!
Rozumiemy, ale zawsze służymy pomocą. Część tej wypowiedzi pochodzi z kolei z książki Tomasza Kosińskiego – innego popularyzatora teorii pseudonaukowych dotyczących rzekomych początków Polski. Na podstawie Pańskiego komentarza sugerujemy zapoznanie się z aktualnym stanem wiedzy na temat prehistorii terenów dzisiejszej Polski i początkach państwowości na naszych ziemiach. Jako, że zawsze warto wyrobić sobie różne opinie na dany temat proponujemy przy wyborze literatury spróbować tych oczernianych przez propagatorów Wielkiej Lechii.
Zamkniemy jednak naszą odpowiedź zwróceniem uwagi na jedno stwierdzenie – w nauce nie ma dogmatów. Jeśli ktoś tak sądzi lub twierdzi to czy tego chce, czy nie – nie rozumie idei nauki. Mamy jednak z nimi do czynienia w przypadku teorii pseudonaukowych, które nie chcą lub nie są w stanie przejść procesu naukowej weryfikacji, a w przypadku gdy przebiega on negatywnie zarzucają bredzenie jak obłąkani.
Niezależnie od wszystkiego jesteśmy jak najbardziej otwarci na wszelkie zmiany. By to ułatwić prosimy o grupę stu źródeł archeologicznych potwierdzających istnienie w przeszłości rzekomej Wielkiej Lechii, a wtedy zmienimy naszą postawę. Bo jak to mówią najstarsi górale: jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ba! Wystarczą nawet przykłady tych prac niemieckich lingwistów z XVII/XVIII w., a chętnie się z nimi zapoznamy.
Panie Radosławie tu nie ma sensu wdawać się w dyskusję z ludźmi jak ten turbos powyżej bo wszystko co się nie zgadza z jego mokrym snami jest bredniami. A do tego dochodzą dość znaczne problemy ze zrozumieniem informacji, a to już problem dość głęboki bo sięgający czasów szkolnych. Takiego człowieka zwyczajnie się nie przekona. I szkoda czasu na cały ten nurt. Nauka powinna się skupić na szkole, bo to tam w wyniku zaniedbań kształtują się ludzie którzy nie potrafią zrozumieć elementarnych treści znajdujących się w podręcznikach. I problem nie tyczy się tylko historii ale sięga prawie każdej dziedziny.
Problemem polega na tym, że podręczniki historii dla szkół bazują na XlX wiecznej, niemieckiej szkole historycznej. Przy ówczesnym braku polskiej państwowości, zaborcy dowolnie tworzyli teorie, związane z polityką historyczną, nie mające wiele wspólnego z historią, a wszystko z antypolską propagandą, dla potrzeb państw zaborczych. To chyba nie wymaga komentarza, bo podobnie, np. Niemcy tworzą obecnie, nową historię ll WŚ, z POLSKIMI OBOZAMI KONCENTRACYJNYMI. I wszelkie „źródła” zachodnie, za jakiś czas, to zaakceptują, a histerycy to potwierdzą! Oczywiście na podstawie tych „źródeł”!! Więc mamy przykład, jak się „tworzy” historię. Przecież większość obozów była na terenie Polski!! Już wiem w jaki sposób można będzie, na tej podstawie, tworzyć przeróżne teorie o „krwiozerczości” prymitywnych, słowiańskich społeczności, a może i plemion. Nowe odkrycia bazujące, np. na genetyce, nie mają, w tej chwili większego znaczenia dla oficjalnej „nauki”, przy ekonomicznej i organizacyjnej dominacji Niemiec w Europie, oraz feudalnej rzeczywistości, uczelni.
Co do pana wypowiedzi, oczywiście nie chodzi o brak zrozumienia treści podręcznikowych, ale o sprzeciw wobec nieaktualnych, propagandowych treści z XlX wieku! I niech się pan nie zasłania innymi przedmiotami szkolnymi, bo gdzie indziej uwzglednia się nowe odkrycia naukowe. Tu mamy mur niechęci i pseudonaukowy bełkot zagrożonych „autorytetów”, skądinąd zrozumiały, bo konsekwencje nowych odkryć zmiotą cały, wielki gmach obludyyi zakłamania.
Po pierwsze nie ma na waszej pożal się Boże stronie możliwości edycji komentarza co spowodowało to bark edycji komentarza i zamieszczenia cytatu czyli fragment twórczości Adriana Leszczyńskiego. Niestety z tego co ja widzę, to propagatorami bełkotu nazywanego przez was ”nauką” jest wasza strona www oraz żenujące lansowanie osob lubiącymi tą komiczną stronę jaką jest Sigillum Authenticum, a której to ulubieńcem wyżej wymienionej strony jest autor tego bełkotu czyli Roman Żuchowicz. Wasza wiedza tak zwana ”naukowa” na jaką się powołujcie to bzdury z XIX wieku, każde odkrycia archeologiczne jakie są prowadzone w Polsce przypisuje się jakimś kulturom a nie Słowianom no bo przecież według katolickich bredni, Polska to tylko od 966 a wcześniej to jakieś na wpółdzikie małpoludy latały po lasach z maczugami nie znające pisma ani nie wytwarzające żadnej kultury materialnej, takie jet to wasze naukowe myślenie. A już w ogóle debilizmem ludzi takich jak Roman Żuchowicz ze Sigillum Authenticum jest twierdzenie, że Słowianie byli niepiśmienni bo takową wiedzę opiera na historykach, którzy klepią te same bzdety co zaborcy to tak odnośnie Idoli Prilwickich.
Ciekaw jestem czemu żadna z polskich instytucji naukowych do tej pory nie pokusiła się by zrobić badania naukowe najnowszymi metodami, aby ostatecznie ustalić ich autentyczność, tylko opierają się wszyscy na manualnych oględzinach Niemieckich badaczy Lewezowa i Lischa z czasu zaborów krytycznie odnoszących się do całego znaleziska, a co więcej sugerujących, że Słowianie w czasach pogaństwa wcale nie umieli pisać. Pomija się tutaj raport Kollara, który jednoznacznie stwierdza autentyczność 'prilwickich pamiątek’ oraz prace Niemieckich lingwistów rekonstruujących w XVII/XVIII wieku alfabet run Wendyjskich (Słowiańskich) jako odrębny od futharku, na czym opierał się Masch publikując swoja pracę w 1771 roku z opisem idoli prilwickich.
Ale to były czasy kiedy mieliśmy jeszcze z Niemcami sztamę, Sobieski wygrał pod Wiedniem, potem u nas rządzili Sasi…a gdy przyszły zabory nagle okazało się, że wszystkie Słowiańskie znaleziska runiczne są fałszywe, a w ogóle to Słowianie w czasach przedchrześcijańskich to w ogóle byli niepiśmienni, tylko Cyryl i Metody ich tego nauczyli i podobne brednie wielu plecie do dziś.
Czemu ?, bo nikomu nie chce się podejść do tych spraw w sposób naukowy, tylko paplają jak papugi te pangermańskie bzdury i propagandowe dogmaty stworzone 150 lat temu. Jedni przepisują od drugich i tak się tworzy dogmatyczny efekt kłamliwego domina…A prawda jest pod ręką…
Zakończmy tą jałową dyskusję ponieważ nie macie nic sensownego dopowiedzenia, tylko bredzicie jak obłąkani
W skrócie. Dużo tekstu nie jest dowodem. Zbiór twierdzeń aspirujących do miana nauki lecz nie mających żadnego oparcia w faktach to pseudonauka. Brak dowodów, nie może podważać istniejących teorii naukowych, które na dowodach są oparte.
Za pozwoleniem. Te tzw. dowody, potwierdzające niemieckie historyczne teorie naukowe, to zbiór tendencyjnych komentarzy i wątpliwych, jednostronnych interpretacji, zbudowanych na, z góry założonych, tezach. Wszelkie odkrycia i dowody, nie pasujące do tych „teorii”, są z automatu odrzucane z wyżyn „naukowych autorytetów” i wdrukowanej wcześniej, praktyki. Tylko, co to ma wspólnego z historią i nauką!?!
W momencie gdy cytuje się czyjąś pracę w dobrym obyczaju jest użyć cudzysłowów i wskazać autora treści. Możemy jednak naprawić ten błąd. Cytowany fragment pochodzi z twórczości Pana Adriana Leszczyńskiego, który jest jednym z propagatorów pseudonaukowej teorii o Wielkiej Lechii. Nie znamy całej jego twórczości jednak akurat ten tekst pozostawia wiele do życzenia. By wymienić tylko parę z nich to m.in. analiza wyników badań genetycznych bez posiadania podstaw metodycznych i teoretycznych w tej dziedzinie, powoływanie się na rzekome liczne badania archeologiczne, bez podawania ich przykładów, czy wskazywanie rzekomo istniejących orientacji w polskiej nauce bez wskazania przykładów takich poglądów. Nie wiemy o jakich analizach procesów asymilacyjnych mowa. Nawet rzekome poglądy allochtonistów (jeśli w wypowiedzi chodzi o Teorię allochtonicznego pochodzenia Słowian), które są kluczem akurat tego fragmentu zostały przedstawione nieprawidłowo i w taki sposób by pasowały do retoryki wypowiedzi, która również zdecydowanie odbiega od standardów naukowych.
No to my jeszcze raz spróbujemy. W późnym okresie rzymskim na ziemiach polskich było pełno ludzi i osiedli, z kolei w okresie wędrówek ludów już nie. Wobec tego co wiemy na dziś dzień, w tym czasie doszło do przerzedzenia gęstości osadnictwa i dlatego mówimy o pustce. Takie są fakty, czy komuś to się podoba czy nie. Jest to najprostszy zarzut, ze wszystkich na które możemy odpowiedzieć. Kwestia badań genetycznych zasługuje na osobny artykuł i nie chcemy jej poruszać by również nie popełnić błędów. Oczywiście i zasadniczo, podsumowaniem cytowanego fragmentu jest to, że genetyka podważa wszystko, lecz już w artykule prezentowana jest on w sposób błędny. To tak jakby mówić, że 2+2*3=12, i z tego powodu wszyscy matematycy są w błędzie i głoszą prawdy objawione.
Zanim wejdę w wir dłuższej dyskusji, mam uwagę i pytanie:
1. UWAGA: Dziękuję Panu R. Bielowi, że słusznie zwrócił uwagę przedmówcy K.C., iż słowa których użył w komentarzu są moimi słowami, bo istotnie nimi są.
2. PYTANIE do Pana Biela: mógłby mi Pan podać dowody na to, że jestem „propagatorem teorii o Wielkiej Lechii”. Proszę podać moje konkretne wypowiedzi, w których wypowiadam się o Wielkiej Lechii, pomijając rzecz jasna klub piłkarski Lechia Gdańsk, o której rzeczywiście wspomniałem w jednym z moich artykułów.
Panie Adrianie nie ma za co i jednocześnie przepraszam za użycie takiego określenia. Oczywiście jest ono błędne. Na swoją obronę przyznam się, że skojarzyłem tak, ponieważ wpisy odnalazłem na stronie kojarzonej z reprezentantami nurtu twórców mających na celu odkłamywanie historii i obowiązującej ich zdaniem niemieckiej narracji historycznej.
W kwestii nadchodzącego wiru dłuższej dyskusji od razu zaznaczę, że jeśli dotyczyć będzie ona problemu genetyki to może nie zagłębiajmy się w szczegóły. Mamy w planach znaleźć eksperta w tej dziedzinie, który zechciałby w artykule popularnonaukowym przybliżyć Czytelnikom i nam samym zawiłości badań genetycznych – przy skupieniu się głównie właśnie na temacie badań pochodzenia Słowian i w jakim stopniu nauka ta może nam wyjaśnić różne kwestie. Prawda, że temat ten został już poruszony w części komentarzy, również i przeze mnie samego, ale chyba bez posiadania i przedstawienia odpowiednich podstaw jest to dyskusja całkowicie jałowa. Szczególnie w momencie gdy nikt z nas prowadzeniem takich badań nie zajmuje się na co dzień.
Dziękuję za odpowiedź oraz za sprostowanie, że nie jestem propagatorem koncepcji istnienia Wielkiej Lechii. W tym temacie nie wypowiadam się, choć jakieś swoje zdanie posiadam. Jednakże skupiam się tylko i wyłącznie na pochodzeniu Słowian i innych ludów, głównie europejskich, ale i azjatyckich. Nie ukrywam swoich zdecydowanie autochtonicznych poglądów w kwestii pochodzenia Słowian. Dlatego wszędzie gdzie mogę występuję pod swoim imieniem i nazwiskiem, gdyż swoich poglądów się nie wstydzę.
Mam kolejne pytanie: w jaki sposób archeologia jest w stanie określić jakim językiem mówili przedstawiciele danej kultury? W jaki sposób archeolodzy odkryli, że za np. kulturą przeworską stali „Germanie”, a za kulturą praską „Słowianie”? Jaki warsztat badawczy posiada archeolog, aby coś takiego stwierdzić?
P.S. Na dyskusję z genetykiem od razu się zapisuję. Z chęcią porozmawiam na ten pochodzenia Słowian.
Oj, przecież dobrze Pan zdaje sobie sprawę z tego jak to jest określane. Czyżby próbował Pan złapać mnie na jakiejś nieścisłości? Niech jednak będzie 😉
Oczywiście mamy materiał zabytkowy, przekazy pisane i badania lingwistyczne. I oczywiście każdy interpretuje je tak jak mu się podoba, pomijając te niewygodne 😀 W przypadku sytuacji Słowianie vs Germanie napisano wiele książek przez osoby znające się na tym temacie o wiele lepiej ode mnie i raczej polecałbym przynajmniej po jednej z obu obozów. Jeśli już musiałbym wybrać jeden z nich to chyba skłoniłbym się do allochtonicznego. Moment, w którym hipotetycznie wskazuje się pojawienie Słowian na naszych ziemiach koreluje dosyć dobrze ze zmianą w odkrywanym przez nas materiale zabytkowym. I o ile w przypadku form czy ozdób możemy po prostu mieć do czynienia ze zmianą mody, to gruntowne zmiany technologiczne jak np. ceramika lepiona ręcznie, a nie toczona na kole, w moim archeologicznym umyśle krzyczą jedno – to muszą być jacyś inni ludzie, bo gdyby byli potomkami tamtych to dalej używaliby tego koła garncarskiego. To zwiększony komfort życia, a tego nie porzuca się tak łatwo! I nie wiem jak to pogodzić z autochtoniczną teorią. A jak mi ktoś wyciąga te nieszczęsne piramidy jako dowód na regres cywilizacyjny to ręce mi opadają. Pomimo, że toczona ceramika była pewnym skokiem technologicznym, to wciąż tylko toczona ceramika a nie przedsięwzięcie zajmujące pół narodu. Pisząc o pustce osadniczej nikt też nie ma na myśli totalnego wyludnienia terenów dzisiejszej Polski. Dlatego też ponowne przyswojenie tej sztuki nie zajęło zbyt dużo czasu. Ach no i te okręgi przemysłu dymarkowego, których po pewnym czasie wyraźnie już nie ma.
Tak naprawdę jednak, to twierdzenia o sprecyzowanym etnosie różnych przeszłych społeczności nie przekonują mnie całkowicie. Zarówno z genetycznego i archeologicznego punktu widzenia. Sądzę, że proces z którym mamy w tej kwestii do czynienia był o wiele bardziej skomplikowany niż: byli tu od zawsze versus przyszli w którymś wieku. Pamiętajmy, że to wciąż tylko teorie i w obliczu nowych faktów, pewnie większość zwolenników porzuci te czy inne twierdzenia. Muszą być jednak przekonywujące, a najwyraźniej żadne z aktualnych na tyle nie są, skoro jeszcze do tego nie doszło. Nikt z naukowców (tak chociaż sądzę) przecież nie robi tego na przekór drugiemu obozowi, a tym bardziej dla pieniędzy. Wszyscy mają dokładnie takie same stawki niezależnie od poglądów w tej sprawie.
No właśnie Panie Radosławie! Wszystko to tylko interpretacje. Problem polega na tym, że najnowsze badania stawiają w niewygodnej pozycji stare tezy allochtonistów. Warto też wiedzieć, że teoria allo została stworzona w szowinistycznych Niemczech na polityczne zamówienie w XIX i na początku XX w. Sposób myślenia tych wymyślaczy był niestety podobny do Pańskiego. Zmiana kultury = wymianie ludności. Niestety Panie Radosławie, ale nowoczesne wyniki badań nowoczesnych dziedzin nauki zaprzeczają fizycznej wymianie ludności na ziemiach Polski w okresie między IV, a VI w. Nie widać także przybycia nowego ludu na nasze ziemie. Polski genetyk, prof. T. Grzybowski słusznie zauważył, że zmianę kulturową należy tłumaczyć innymi przyczynami niż wymianą ludności. Pan wybaczy, ale dla mnie wyciąganie wniosków, że pauperyzacja kultury równa się wymianie ludności jest myśleniem bardzo ograniczonym. Zmniejszenie się liczby ludności, stopniowy upadek Imperium Rzymskiego powodował zanik handlu. Tym samym powodował zubożenie społeczeństwa. Stąd pauperyzacja w sferze wytwarzanych garnków. Mało tego: do zubożenia doszło nie tylko na ziemiach polskich, ale i w pozostałej części Europy (poza Bizancjum). Tam jednak nie mówi się o masowej wymianie ludności. Kryzys był ogólnoeuropejski. Stąd prawdopodobne wędrówki części (!!!!!!!!!) ludów. Polecam książkę B. Warda-Perkinsa, profesora z Oksfordu, który pisał o znacznym zubożeniu kultury i społeczeństwa na Wyspach Brytyjskich w tymże okresie. Poza tym, jako archeolog powinien Pan wiedzieć, że do zubożenia kultury materialnej doszło już w późnej fazie k. przeworskiej !!! Przynajmniej na terenie Wielkopolski, gdzie przeprowadzono pod tym względem bardziej szczegółowe badania. Pisał o tym prof. T. Makiewicz, który zmienił znacznie swoje poglądy odchodząc od allochtonizmu. Jest on niestety ignorowany przez środowisko krakowskich akademików, przestraszonych nowymi dziedzinami nauk, wywracającymi ich dotychczasowe błogie status quo.
Nie wszyscy ludzie są głupcami, Panie Radosławie. Mamy XXI wiek, jest internet, łatwy dostęp do wiedzy, do komunikacji. Ludzie czytają zdigitalizowane książki w internecie – takie, do których wcześniej nie mieli dostępu. Czytają prace naukowe, które wcześniej znane były tylko w wąskim gronie badaczy uniwersyteckich. No i wiedza czerpana z tych prac kłóci im się z dotychczasowymi dogmatami rodem z XIX w., bo allochtoniczny kossinnizm to tak jak napisałem – wymysł XIX-wiecznej prymitywnej, szowinistycznej niemieckiej propagandy.
Pisze Pan o źródłach pisanych – że Słowianie pojawiają się na kartach historii dopiero wtedy, gdy następowały zmiany kultur materialnych na ziemiach polskich. Tutaj pragnę zaznaczyć, że archeolog wykracza już poza swoją dziedzinę nauki, bo badanie i interpretacja źródeł pisanych nie jest domeną pracy archeologa. I tu pojawia się poważne dwa problemy, o czym powinien Pan wiedzieć, mimo iż jest Pan archeologiem:
1. Żadne źródło pisane nie opisuje mitycznego przybycia Słowian z jeszcze bardziej mitycznych bagien Prypeci. Nie ma takiego źródła. A wspomnieć należy, że tak doniosłe wydarzenie, jak przybycie Słowian do centralnej Europy bez wątpienia musiało być zauważone przez ówczesnych kronikarzy.
2. Wszystkie dawne źródła pisane wspominające o pochodzeniu Słowian mówią o ich starożytnym pochodzeniu i o tym, że dawniej byli oni nazywani mianem „Wenedów” i „Wandalów”.
Ponieważ te fakty stoją w sprzeczności z ortodoksyjnym kossinnizmem (allochtonizm jest de facto kossinnizmem), więc są ignorowane i wyśmiewane. Mało tego: ze źródeł jasno wynika, że óczesne, wczesnośredniowieczne określenie „Sklaweni” ma inne znaczenie niż współczesne określenie „Słowianie”. Definicja tej nazwy ewoluowała. Słusznie napisał F. Curta, że Sklawenów wymyślili bizantyjscy kronikarze, gdy ci stanęli na murach Cesarstwa Wschodniego. Zatem Sklaweni to poczatkowo tylko te ludy, które zaatakowały Wschodnie Cesarstwo. Dopiero potem nazwa ta została rozciągnięta na „ogół Słowian” i przez długie wieki była synonimem nazwy „Wenedowie”< a czasem i "Wandalowie". O interpretacjach dawnych zapisów napisałem artykuł. Warto byłoby, aby Pan zapoznał się głębiej z moją twórczości, zanim znowu popełni Pan błąd w ocenie mojej osoby i moich poglądów. Kolejny problem allochtonizmu polega na tym, że nowoczesna nauka oparta na zaawansowanej technologii nie zauważa żadnej prusackiej, mitycznej wymiany ludności na ziemiach polskich. Zatem: dawne zapisy kronikarskie łączące Polaków (Słowian Zachodnich) ze starożytnymi ludami Europy Środkowej są potwierdzone przez nowoczesną naukę, która stwierdza na podstawie dotychczasowych badań, że starożytna ludność Polski jest biologicznym przodkiem współczesnej ludności naszego kraju.
I teraz pytanie: dlaczego wobec tych faktów dziwi się Pan, że środowisko akademickich allochtonistów jest tak krytykowane? Dlaczego dziwi się Pan, że pozanaukowe teorie cieszą się coraz większą popularnością? W jaki sposób zwykli pasjonaci mogą mieć zaufanie do allochtonicznych naukowców (historyków / archeologów), jeśli ich niedorzeczne teorie kłócą się nie tylko z logiką, ale i z najnowszymi odkryciami nowoczesnych dziedzin nauki, z którymi pasjonaci są zaznajomieni – nierzadko w przeciwieństwo do pozostających w błogiej i leniwej gnuśności, akademików?
I teraz pytanie: dlaczego wobec tego, środowisko naukowe nie chce przyjąć do wiadomości tych najnowszych odkryć?
Odpowiedź jest dwojaka:
1. Nowe odkrycia kompromitują dotychczasowy „dorobek naukowy” allochtonistów i stawiają ich w bardzo niewygodnej sytuacji jako bajkopisarzy, a nie naukowców.
2. Polskie elity naukowe są silnie zakompleksione i zależne od swych zachodnich kolegów. Tym samym dla kasy, splendoru i honorów nikt nie będzie na siłę podważał dominującej na Zachodzie niemieckiej narracji, by nie narazić się na ostracyzm. Zatem polskie elity (poza na szczęście coraz liczniejszymi wyjątkami) nie zmienią zdania, póki zdania ws. pochodzenia Słowian nie zmieni Zachód. Jest to taka służalcza zależność niewolnika od swego pana.
Jest jeszcze kwestia asymilacji, o której już nie będę pisał. Allochtoniczna młodzież akademicka świadoma coraz bardziej faktom braku fizycznej wymiany ludności na ziemiach polskich, zaczyna modyfikować założenia ortodoksyjnego allochtonizmu i uważa, że doszło do slawizacji miejscowych germańskich (a jakże!!!) autochtonów przez mniej licznych Słowian. Problem, że te naprędce wymyślone kolejne mity kłócą się także nie tylko z genetyką, ale i z archeologią. Wynikałoby bowiem z nich, że wysoko rozwinięci Germanie zmienili sobie wysoką kulturę na kulturę prymitywną w skutek zetknięcia się z prymitywnymi Prypeciami. Bardzo logiczne! Zaprośmy do Europy kilku amazońskich Indian i masowo pod ich wpływem spalmy samochody, komputery, tablety, lodówki i pralki i zacznijmy rzucać dzidą i strzelać z łuku 🙂 Taka jest logika neo-allochtonistów. Nie wspomnę, że te kolejne mity kłócą się z genetyka (już nie chce mi się tłumaczyć dlaczego) oraz z zagadnieniem procesów asymilacji – niesłusznie bardzo ignorowanym w sporze auto – allo i bardzo słabo poznanym przez osoby wypowiadające się w tym temacie.
Spór auto – allo dotyczy nie tego czy Słowianie byli tu od zawsze, ale czy byli tu przed mitycznym godłowszczackim VI wiekiem czy ich nie było. Na podstawie badań genetycznych wstępnie wiadomo już kto tu był w paleolicie, neolicie, a kto później. Z dużym prawdopodobieństwem da się ustalić kiedy w Europie pojawiły się języki indoeuropejskie, w tym język prasłowiański, a więc ten, który w linii prostej był przodkiem j. słowiańskiego. Archeologia tego nie jest w stanie ustalić, bo wbrew allochtonistom garnki nie gadają, ale geny przy interdyscyplinarnym wsparciu różnych dziedzin nauk mogą wiele podpowiedzieć.
Dlatego dziwię się, że mało logiczne tezy allochtonistów uważane są jako „najbardziej przekonywujące”. Nie ma w nich absolutnie nic przekonywującego. Poza, rzecz jasna, głośną propagandą. Zdanie Pana Radosława, że „nikt z naukowców nie zmienia zdania, bo przecież nie robi tego na przekór drugiemu obozowi” jest infantylne i naiwne.
Jak Pan to sobie wyobraża, Panie Radosławie, że taki zadufany w sobie bufon, uważający się za alfę i omegę, profesor uniwersytecki, który całe życie był zagorzałym allochtonistą, nagle u schyłku życia stwierdzi, iż całe życie się mylił, a jego dorobek naukowe trzeba od podstaw na nowo przepisywać? Nie! Taki profesor będzie kluczył, kombinował, aby jego dorobek nie uległ kompromitacji. Będzie zohydzał, wyśmiewał i krytykował poglądy, które stoją w sprzeczności z jego „dorobkiem”, bez względu na to, czy ma rację czy nie. Oprócz pieniędzy liczy się splendor i zapisanie się na kartach nauki, przynajmniej do momentu śmierci takiego profesora. Widok klęski własnych poglądów, kompromitacja intelektualna za życia naukowca, musi bowiem boleć takiego wszystkowiedzącego bufona. Dlatego proszę zastanowić się czy nie jest Pan aż nadto naiwny przy formułowaniu tez, iż „środowisku naukowemu na pewno zależy na prawdzie i na nauce”. Nie, nie zależy, jeśli fakty i prawda okażą się inne niż ich dotychczasowe na ten temat przekonania. Nie zależy, bo dla nich tak wielka pomyłka to intelektualna klęska. To bankructwo ich intelektu.
Panie Radosławie, allochtonizm nie ma racji bytu i prędzej czy później zwolennicy tej pseudoteorii przegrają ten spór. Ten tzw. złośliwie „turboslawizm” to tylko mały powiew zmian, jakie niechybnie nadejdą w nauce polskiej i światowej, zdmuchując z katedr brednie kossinnizmu, richthofenizmu, godłowszczyzmu czy parczewszczyzmu. Jest Pan młody, więc jest duża szansa, że będzie Pan naocznym świadkiem tych nieuniknionych zmian, jakie się dokonają. Trend, w którą stronę zmierza nauka w tym temacie, już dzisiaj jest aż nadto widoczny.
Ehh… no i tak jak się spodziewałem. Wszystko co Pan pisze nie jest żadnym nowym odkryciem i nie burzy niczyjego światopoglądu, a tym bardziej nikogo nie kompromituje. Z tego co mi wiadomo to kompromitujące odkrycia stawiające kogoś w niewygodnej pozycji mają miejsce nie w nauce, a w tzw. brukowcach i zwykle dotyczą polityków lub celebrytów. Tutaj wszyscy dostają te same pieniądze, niezależnie od głoszonych poglądów na temat etnogenezy Słowian i nawet jeśli okazałoby się, że tak naprawdę to Słowianie wyskoczyli z kapusty, to nikt nie straciłby stołków tylko wszyscy złapaliby się za głowę i zaczęli weryfikować i poprawiać związane z tym inne teorie. Jeśli stanie się tak jak Pan napisał to tak będzie i już. Prawda ostatecznie przecież zawsze tryumfuje. Wyzywanie jednak zwolenników innej teorii, nawet jeśli uważa Pan za kompletnie bzdurną sądzę, że nie przystoi wykształconej osobie. Ale oczywiście i sam nie jestem bez winy, więc może i nie powinienem rzucać tym kamieniem? 😉 A może to tylko świadczy o naszej pasji do przeszłości?
Te same argumenty cały czas przedstawiają zwolennicy teorii autochtonicznej, a allochtoniści wolą swoje. Obie teorie powstały w podobnym czasie i obie odeszły od swoich pierwotnych przesłanek. Najwyraźniej wciąż nie są na tyle przekonywujące by wpłynąć na tych drugich. Na przykład ja obstawać będę przy swoim, a Pan pewnie przy swoim. Nawet pomimo tego, że mojemu jednemu argumentowi, przeciwstawione zostało wiele innych. Zarówno ja, jak i pewnie Pan, zdajemy sobie sprawę z faktu, że każdy z nich ma odpowiednie kontrargumenty wśród zwolenników teorii allochtonicznej i sytuacja nie jest tak oczywista jak Pan to przedstawia. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę nowoczesne wyniki badań nowoczesnych dziedzin nowoczesnymi technologiami. Rozumiem, że chodzi tu o genetykę, bo tak zwykle jest ona obecnie przedstawiania i to tak w opozycji do przestarzałej archeologii opartej na XIX-wiecznych kossinizmach? Na pewno jeśli nie przekonali Pana badacze zajmujący się tym tematem od wielu lat, sam tego tym bardziej nie zdołam dokonać.
Jednak jeśli natrafi na naszą wymianę zdań jakiś pasjonat tego tematu, jako osoba zajmująca się architekturą monumentalną późnego średniowiecza uważam, że jedyną rozsądną poradą z mojej strony jest tak naprawdę ponowna propozycja zapoznania się z publikacjami naukowymi zwolenników obu teorii. I chodzi mi o takie kompletne dzieła, najlepiej tworzone przez zespół autorów z różnych nauk, z pełnym stanem badań, recenzowane, z odpowiednią literaturą, z przedstawioną metodą badawczą etc. Zakładam, że z pewnością zna je Pan o wiele lepiej niż ja, więc byłbym wdzięczny gdyby podzielił się Pan z naszym Czytelnikami, wyborem najlepszych Pańskim zdaniem pozycji naukowych. Jak sam Pan słusznie zauważył: mamy XXI wiek, więc do wielu z nich mamy o wiele łatwiejszy dostęp niż kiedyś.
Wydaje mi się też, że jeśli przyjęlibyśmy zasadę mówiącą, że możemy wypowiadać się tylko w kwestiach związanych ściśle z dziedziną nauki, w której otrzymaliśmy wyższe wykształcenie to Internet straciłby sens… Nawet jeśli ukróciłoby to powstawanie teorii pseudonaukowych jak ta o Wielkiej Lechii. Ponieważ przypominam, że o tym jest powyższy artykuł, a nie o etnogenezie Słowian ?
Pozwolę sobie na kilka słów podsumowania:
1. Nowoczesna nauka korzystająca z zaawansowanych technologicznie badań stwierdza na obecnym etapie brak wymiany ludności na ziemiach polskich między starożytnością, a średniowieczem. Zatem założenia Kossinny, Godłowskiego czy Pana o tym, że wg Was zmiana kulturowa nastąpiła na skutek wymiany ludności jest nieprawdziwe. Koniec kropka.
Zatem, jeśli te podstawowe założenie poważnej (rzekomo) teorii jest błędne, to należałoby ponownie przeanalizować całą teorię. A co mamy w zamian? Wyzwiska od pseudonaukowców, od turbosłowian, turbolechitów, wyzywanie i szydzenie z pasjonatów historii przez naukowców z UJ czy innych uczelni. I trwanie przy absurdach, które naukowo zostały obalone. Tym bardziej, że na podstawie garnków nie da się ustalić fizycznej wymiany ludności, ale na podstawie badania genów, jak najbardziej da się! I w tym cały dramat allochtonizmu.
2. Z drugiej strony, to nie autochtoniści zaczęli wyzwiska, ale allochtoniści. Nawet złośliwe określenie „turbosłowianie” czy „turbolechici” służy dyskredytacji oponentów. Proszę zatem nie pisać, że to „turbosłowianie” wyzywają naukowców, bo de facto zaczęło się odwrotnie. Dziś spór osiągnął taki poziom emocji, że owszem – wyzwiska i szyderstwa padają z obu stron. Proszę też zwrócić uwagę, że np. panowie nazywani pejoratywnym mianem „turbolechitów”, tacy jak Bieszk, Kosiński czy Szydłowski piszą książki o historii, a np. taki pan Żuchowicz czy obecnie Wójcik piszą książki nie o historii, ale książki o książkach „turbolechitów”. Kto zatem jest pasjonatem zakochanym w historii, a kto szydercą zajmującym się cudzą twórczością?
Nie wspomnę z jakim hejtem spotkali się historycy – B. Dębek, który też wydał niedawno książkę w duchu autochtonizmu czy M. Bogdanowicz, także historyk, prowadzący popularny portal historyczny w tym samym duchu. Także prof. M. Kowalski, geograf został zwyzywany przez młodocianych, niedouczonych kossinnowców za to, że śmie głosić poglądy sprzeczne z ideologią Kossinny i nazistów nt. Słowian. Zatem jest wojna, Panie Radosławie i ja w tej wojnie twardo stoję po stronie autochtonistów. Nie mam wątpliwości, że czas pokaże, że stałem po słusznej stronie.
3. Problem polega też na tym, że allochtonizm opiera się na starych zdezaktualizowanych książkach, podczas gdy pasjonaci historii są nierzadko na bieżąco z najnowszymi wynikami badań genetycznych i zagranicznych publikacji. W każdym miesiącu mamy bowiem kolejne odkrycia i przez to nasza wiedza z każdym miesiącem się zwiększa i jest stale weryfikowana. Niestety wiedza ta stale stoi w opozycji do archaizmów wymyślonej przez prymitywnych Niemców teorii allochtonizmu Słowian. Trwanie zatem przy starych książkach Godłowskiego, Parczewskiego, Mączyńskiej czy Kaczanowskiego, a nie daj Boże jeszcze Kossinny jest w XXI w. zwyczajnie śmieszne i żałosne. Wspomniani autorzy nie posiadali takiego warsztatu naukowego, jaki posiada współczesna nauka. Co prawda pan Parczewski czy pani Mączyńska nadal żyją, ale z racji wieku nie za bardzo nadążają za współczesnością i nowoczesnością.
3. Dziwię się, że słowem nie wspomniał Pan o wnioskach archeologa – prof. Tadeusza Makiewicza z Poznania o tym, że ceramika późnoprzeworska z Wielkopolski w zasadzie jest nierozróżnialna od ceramiki praskiej. Jest to kolejny kamyczek wrzucony do ogródka allo, tym razem przez samego archeologa. Nie uczyli o Makiewiczu na UWr? Zakazali wspominania jego nazwiska, bo wyłamał się z archeologicznej allo-kasty?
Allochtonizm umrze skompromitowany i wspomni Pan moje słowa. Jego dni są policzone. Współczuję tylko tym wszystkim bufonom, którzy go bronili brutalnie atakując jego oponentów. Przyszłość dla nich będzie brutalna, bo np. ja nie mam zamiaru bez wyraźnych przeprosin wybaczać im ich pomyłek i wyzwisk, których również doświadczyłem.
Panie Adrianie powtórzę jeszcze raz: najzwyczajniej w świecie nie czuję się wykwalifikowany w tym temacie by podjąć rękawicę wojenną. Ze swojej strony podałem tylko jeden z wielu argumentów, który wedle mnie świadczy o tym, że pewna zmiana kulturowa miała miejsce. W moim mniemaniu dopiero w ostatnim z komentarzy bezpośrednio odniósł się Pan do tego faktu i wspomniał o badaniach ceramiki z Wielkopolski, o których nie wiedziałem. Pominąłem jednocześnie pozostałe bo nie sądzę też by w naszej wymianie zdań, chodziło o to kto przedstawi więcej argumentów za, pomijając te przeciw, szczególnie w momencie gdy przecież żaden z nas nie przedstawi całego dotychczasowego stanu badań, ani nie będzie dawał przypisów do konkretnych pozycji. Ostatecznie komentujemy tylko artykuł i to związany z innym tematem. Na UWr pewnie i uczyli wielu innych rzeczy, bo pamiętam, że wykładowcy byli dumni z tego, że nie należeli do żadnego z obozów a po prostu czekali na nowe źródła, ale pamiętam też poziom mojego zainteresowania tym tematem. Proszę o bycie wyrozumiałym i zrozumienie, że nie każdego archeologa fascynuje kwestia etnogenezy Słowian. Przy okazji znalazłem jednak artykuł prof. Z. Kurnatowskiej na ten temat, więc jeśli ktoś miałby ochotę się zapoznać to wrzucam link (http://bit.ly/2FDrwyb). Dziękuję za wzbogacenie mojej wiedzy.
Ze swojej strony obiecuję, że pewnego dnia, w niedalekiej przyszłości, popełnimy przynajmniej dwa teksty na temat etnogenezy Słowian. Po jednym z obu obozów, w których każda ze stron, na ile to możliwe obiektywnie, odniesie się do wszystkich istniejących argumentów, a podjęcie decyzji pozostawimy samym Czytelnikom. Mogę dodatkowo obiecać, że skontaktuje się z Panem odpowiednio wcześniej z prośbą o przygotowanie też swojej listy argumentów byśmy niczego nie przeoczyli. Prosiłbym jednak o porzucenie przytyków osobistych i retoryki nacechowanej emocjami.
Przecież twierdzenie, że to: „oni zaczęli pierwsi” nikogo nie usprawiedliwia. W porządnym dyskursie naukowym nie powinno być miejsca na wycieczki osobiste, a powinniśmy skupić się na kwestii samej nauki. Niestety, gdy ktoś wypacza naukę przedstawiając swoje przemyślenia tak naprawdę nie poparte dowodami, dokonuje tzw. cherry picking, czy co gorzej błędnej interpretacji faktów, by zaprezentować swoje poglądy w lepszym świetle wtedy mamy do czynienia z pseudonauką. I temu daje odpór nasz autor Roman Żuchowicz. Robi to jako jeden z nielicznych, ponieważ, jak sam pisze w swojej książce: „Część zwolenników teorii Wielkiej Lechii pozostaje głucha na merytoryczne argumenty. Stąd wielu uczonych wątpi w sens polemizowania z nimi.”
Popularyzacja nauki a głoszenie pseudonaukowych teorii mają ze sobą wiele wspólnego. Obie aktywności prawie nie interesują większość aktywnych naukowców. Obie skierowane są w stronę osób, które w temacie są niezorientowane. Obie liczą na to, że czytelnik zaufa autorowi, jego znajomości źródeł, umiejętnościom i warsztatowi naukowemu, o którym Pan wspomniał. Niestety w pseudonauce zaufanie to jest wykorzystywane w zły sposób przez ludzi, który takowego warsztatu nie posiadają. Nie mi oceniać, czy są tego świadomi, czy dokonują tego nieświadomie, ponieważ oni uważają lepiej.
Fakty są jednak nieubłagane i jakakolwiek obrona pseudonauki jest skazana na porażkę w ich obliczu. Jest parę prostych porad w jaki sposób rozróżnić naukę od tej drugiej i zainteresowanym osobom zawsze polecam blog Marcina Napiórkowskiego na temat współczesnych mitologii. I mógłbym tu zacząć tworzyć akapity, w których rozpiszę się na temat błędnych interpretacji źródeł, wybieraniu tylko tych, które są zgodne z głoszoną teorią przy jednoczesnym pominięciu tych drugich, kreacji iluzorycznej oczywistości, próbie dyskredytacji przeciwników, głoszeniu demokratyzacji poznania, opieraniu się na nieufności wobec systemu czy braku zrozumienia zjawisk lub zależności bez wnikania w ich mechanizmy, ale to nie czas i miejsce. Nawet jeśli mamy do czynienia z w pełni prawidłową, nową i rewolucyjną teorią to by weszła ona w świat nauki musi spełniać kilka podstawowych wymogów, w tym wykorzystywać określony język i narzędzia, oraz uwzględniać konsekwencję i mechanizmy opisywanych zjawisk. No i jest jeszcze jedna ważna rzecz. Zdecydowanie zgadzam się z Marcinem Napiórkowskim i uważam, że w nauce nic nigdy nie jest na pewno, a tym bardziej na zawsze.
Panie Radosławie,
Ponieważ w chwili obecnej mam mało czasu, to podaję linka do artykułu prof. T. Makiewicza na ten temat. Dziwne to, że nic Pan na ten temat nie słyszał. Być może te nowe spojrzenie jest cenzurowane w necie? Ale nie będę tego szerzej komentował. Wspomnę tylko, że był link, pod którym było wiele artykułów nt. etnogenezy Słowian. Wypowiadali się tam naukowcy różnych dziedzin nauki m.in. wspomniany prof. T. Makiewicz (archeolog), o ile dobrze pamiętam także wspomniana przez Pana prof. Z. Kurnatowska (archeolog), prof. H. Popowska-Taborska (językoznawczyni) czy prof. W. Mańczak (językoznawca). Artykuły były związane z konferencją nt. Słowian, na której byli obecni przedstawiciele obu obozów. To podobno na tej konferencji doszło do dość ostrego sporu między prof. Mańczakiem, a znanym ze swych wręcz fanatycznych allochtonicznych poglądów, prof. M. Parczewskim. Ten ostatni ostatnio co chwila ma z kimś spinę. Nie wiem czy Pan wie, ale ten znany allochtonista wszedł w spór z pewną doktorantką, której pracę krytycznie ocenił. Krytykę tej pracy zamieścił w necie. Pani doktorantka napisała odpowiedź na tę krytykę miażdżąc wręcz słynnego Pana profesora. Są linki do tych tekstów w sieci. Ja nieźle uśmiałem się czytając jak młoda Pani miażdży „mojego allochtonicznego słynnego ulubieńca”. Wracając do artykułów z konferencji – były pod tym linkiem:
http://www.staff.amu.edu.pl/~anthro/slavia/welcome.html
Ale niestety już ich tam nie ma… !!!
Linki do niektórych z tych artykułów podałem pod jednym ze swoich artykułów. Konkretnie pod tym: http://www.taraka.pl/jezyki_slowianskie_a_haplogrupa_R1a1
Są tam cytaty tekstu prof. Makiewicza. Z tym moim artykułem zapoznał się m.in. również wspominany przez Pana Marcin Napiórkowski, wyrażając zaciekawienie tym artykułem. Wbrew moim obawom nie odniósł się on do tekstu krytycznie, a wręcz przeciwnie.
Nie przedłużając, bo pewnie w późniejszym czasie napiszę kolejny komentarz na ten temat, wracam do sedna sprawy. Artykuł T. Makiewicza na szczęście zachował się w necie. Oto dwa linki (pierwszy link ze strony o archeologii, drugi link ze strony „turbosłowiańskiej”):
http://archeologia.pwa.edu.pl/?page=publikacja&id=951
https://slowianowierstwo.wordpress.com/2015/02/17/praojczyzna-slowian-cz-2/
Na koniec taka uwaga: zajmuję się pochodzeniem Słowian i twardo stoję po stronie autochtonizmu. Nie boję się żadnej merytorycznej dyskusji na ten temat z nikim, również z profesorami uniwersyteckimi. Ponieważ od lat krytykuję allochtonizm, to przypięto mi łatkę „turbolechity” czy „propagatora Wielkiej Lechii”, pomimo iż o „Wielkiej Lechii” w żadnym artykule nie wypowiadałem się. Raz kiedyś powierzchownie wypowiedziałem się w jakimś komentarzu, bo ktoś mnie o to poprosił. Jednakże ogólnie tematu Lechii unikam i nie wypowiadam się. C.d.n.
Jeszcze takie uwagi:
Z panem Żuchowiczem wiele razy próbowałem rozmawiać nt. pochodzenia Słowian, genetyki, źródeł itp. Mimo deklaracji, nigdy nie podjął rękawicy. Jak dla mnie – nie chodzi mu o prawdę, ale o lansowanie swojej osoby. Zauważyłem też, że krytycy moich poglądów, często przyznają, że w czymś nie czują się kompetentni do wypowiadania się. Ostatnio główny szyderca, Artur Wójcik z S.A., stwierdził na spotkaniu w Toruniu, na pytanie o to jak to możliwe, że prymitywni Słowianie prypeccy w tak szybkim czasie zeslawizowali wyżej cywilizowane liczne ludy na olbrzymim obszarze Europy, odparł, że nie wie… Jeśli nie wie, to dlaczego wypowiada się w tematach, o których nie ma pojęcia?
Cała kwestia „Wielkiej Lechii” wzięła się z braku zaufania pasjonatów do środowiska akademickiego zajmującego się tematem Słowian i starożytnej historii ziem polskich. Dodam: słusznego braku zaufania. Uważam i te zdanie podziela wiele osób, że allochtonizcna koncepcja pochodzenia Słowian zwyczajnie zbankrutowała. Skoro zbankrutowała, to zaczęto iść dalej w tym kierunku i zaczęto szukać zapisów w dawnych źródłach o starożytności państwa (państw) mających istnieć na naszych ziemiach. Środowisko akademickie zamiast nabrać pokory w obliczu najnowszych wyników badań nowoczesnych dziedzin nauki, okopało się na swoich pozycjach i dalej trwa w absurdach ortodoksyjnego kossinnizmu, próbując manipulować najnowszymi odkryciami. Tym samym, samo naraża się na kolejne kompromitacje i na ostrzejszą walkę z oponentami. Myślę, że jest ono w bardzo niekomfortowej sytuacji. Najbardziej dziwię się ludziom młodym, którzy zamiast poszerzać wiedzę i korzystać z interdyscyplinarnego wsparcia, tkwi w prusackiej, zbankrutowanej ortodoksji. Są ludzie tacy jak ja, którzy nie przejmują się krytyką, a idą do przodu stale poszerzając wiedzę, bo pytań pozostaje wciąż wiele.
Błędem środowiska akademickiego jest też to, że stawiają znak równości pomiędzy teorią o Lechii, a teorią autochtoniczną. Pan też taki błąd popełnił m.in. wobec mojej osoby. Uznanie autochtonizmu Słowian na ziemiach polskich nie jest tożsame z uznaniem istnienia „Wielkiej Lechii” od Renu po Ural. Proszę mieć tego świadomość! Poza tym problemem jest sama definicja „Lechii”, bo jak stwierdził m.in. Cz. Białczyński nie chodzi o byt państwowy z jedną władzą centralną, a bardziej o byt cywilizacyjny oparty na wspólnej czy podobnej kulturze i wspólnym pochodzeniu.
Tak jak pisałem, nie mam wątpliwości, że kres koncepcji allo nadejdzie nie tylko w internecie, ale i w środowisku akademickim. Być może potrzebna będzie wymiana pokoleniowa, być może kolejne jednoznaczne wyniki badań nie pozostawią złudzeń kto w tym sporze ma rację. Jak dla mnie allochtonizm to stek nieprawdopodobnych bredni wymyślonych w pradawnym z naukowego punktu widzenia XIX wieku, stworzony na polityczne zamówienie rodzącego się wówczas prymitywnego niemieckiego szowinizmu i rasizmu. Jestem w stanie merytorycznie dyskutować o tym z każdym kto chce dyskutować, mimo iż czasem dyskusja bywa trudna i bezsensowna z racji braku możliwości przekonania drugiej strony. Niektórzy ludzie mają w sobie coś takiego, że zawsze idą z powiewem wiatru i modą. Zawsze mają takie poglądy, jakie są dominujące, stąd często zmieniają zdanie, jeśli mainstream je zmieni. Tak wg mnie jest z młodocianymi allochtonistami. Póki na Zachodzie nie zmieniono koncepcji, póty nie należy zmieniać poglądów. Jeśli Zachód zmieni poglądy, to lemingi też je zmienią. Świadczy to płytkości intelektualnej jak i charakterologicznej takich osobników. Jest to cecha mi obca.
Moja skromna amatorska działalność jest tylko po to, aby odkrywać i głosić prawdę. Jeśli prawda różni się od tego, co głosi mainstream, to trzeba tym bardziej tę prawdę nagłaśniać.
Zdaję sobie sprawę ze wszystkich przytoczonych przez Pana kwestii. Jak zaznaczyłem na samym początku przedstawiłem błędny pogląd, który został sformułowany na szybko, przez co pochopnie i nieprawidłowo. Jednocześnie mogę do znudzenia powtarzać, że wszystko w tej dyskusji nie jest tak oczywiste jak Pan próbuje to przedstawić i prosiłbym o niewprowadzanie w błąd naszych Czytelników. Środowisko naukowe po prostu uważa, że druga strona jest w błędzie i nie ma ochoty wdawać się w dyskusję z kimś kto zarzuca im prymitywizm, manipulację odkryciami, głoszenie absurdów i próbuje wplątać w wyimaginowaną wojnę. W przypadku Wielkiej Lechii jest to na równi z tym, że Ziemia jest płaska, ruchem antyszczepionkowym czy medycyną naturalną. Nie ważne w jakiej postaci istnieje ona w umysłach jej zwolenników. Za przejaw cywilizacji m.in. uznaje się pismo i rodzaj organizacji zajmowanego terytorium a na istnienie takowych nie mamy dowodów. W przypadku twórczości dotyczącej Wielkiej Lechii czy religii Słowian przeszłość opisywana jest w nich równie naukowo co Trylogia Husycka Andrzeja Sapkowskiego. Świetne dzieło, ale autor przynajmniej nie twierdzi, że z całą pewnością i oczywistością tak wyglądały opisywane wydarzenia.
Jeśli chodzi o etnogenezę Słowian to pomiędzy oczernianiem skostniałego, zindoktrynowanego środowiska naukowego sam Pan przytacza argumenty i prace naukowców, mówiące to za jedną, a to za drugą teorią. Znów zaznaczę, że wszystko o czym piszemy nie jest niczym nowym dla specjalistów zajmujących się etnogenezą Słowian. I jedni twierdzą, że tak. A drudzy twierdzą, że nie. Jeśli odkryjemy nowe dowody, przemawiające za tą czy inną teorią wtedy przyjmiemy ją jako obowiązującą. Nie potrzebne tu dorabianie i wplątywanie jakiejś ideologii.
Panie Radosławie, kończąc ten wątek, polecam się na przyszłość. Proszę o kontakt mailowy na prywatny adres, jeśli będzie Pan chciał skonsultować artykuł nt. etnogenezy Słowian. Mój adres jest pod każdym moim artykułem. A gdyby chciał się Pan zapoznać z moją „twórczością”, to Marian Nosal prowadzący „turbosłowiański” blog zamieścił na nim wszystkie moje artykuły i fotoreportaże, łącznie z tym, w którym wspominam o Lechii… Gdańsk. Oto link do niego:
http://slowianieiukrytahistoriapolski.pl/ludzie/adrian_leszczynski/
Tu ciekawy artykuł z anglojęzycznego czasopisma „Nature” nt. konfliktów między nowoczesną genetyką, a archaiczną archeologią. Konfliktów znanych nie tylko z polskiego podwórka.
https://www.nature.com/articles/d41586-018-03773-6?fbclid=IwAR3Q0DlOFlXfnWS6IlBcI_FaG6uVi_t33RsWLslzyBTNCPeHsuP0cmf8rvc
Warto porównać ten opublikowany zaledwie tydzień temu artykuł z tym, co pisałem nt. najnowszych odkryć genetycznych w 2017 i 2018 r.:
https://bialczynski.pl/2017/11/23/adrian-leszczynski-genetycy-na-tropie-pochodzenia-europejczykow-czesc-1/
https://bialczynski.pl/2017/12/06/adrian-leszczynski-genetycy-na-tropie-pochodzenia-europejczykow-czesc-2/
https://bialczynski.pl/2018/09/10/adrian-leszczynski-genetycy-na-tropie-pochodzenia-europejczykow-czesc-3/
Tak, wędrówki ludów i wyludnienie obszaru Polski jest już dawno wyjaśnione! Było to spowodowane ekologiczną katastrofą, po erupcji dużych wulkanów, które doprowadziły do zmiany (ochłodzenia) klimatu i głodu. To przecież wtedy Słowianie z naszych terenów ruszyli na południe Europy, podbijając, np. Bałkany i nie tylko. Czemu sztucznie tworzy się z tego faktu problem interpretacyjny?
A!!! Wtedy jeszcze w Europie nie było mowy o Niemcach! A przecież oni, z definicji, MUSZĄ górować nad słowiańskimi przybłędami, starożytnością pochodzenia i zasiedzeniem/prawem do terytorium.
Ekwilibrystyka intelektualną godna cyrku! I tak od tysiąclecia z Drang nach Osten!
Te słowa kieruje do autora tego artykułu oraz do redakcji ”żywa Archeologia”, która lansuje bzdety serwowane przez Romana Żuchowicza ze Sigillum Authenticum jako ten co pogardliwie nazywanie ”TurboSŁowianie” lub ”TurboLechita”.
Zwolennicy teorii allochtonicznej starszej daty, wierzą niewzruszenie w mityczną pustkę osadniczą, jaka istniała na terenie Polski pomiędzy IV, a VI wiekiem. Ich młodsi koledzy, choć nieskorzy do krytyki swych pryncypałów próbują dopasować najnowsze odkrycia genetyczne do zjełczałej allochtonicznej propagandy. Twierdzą oni np., że udowodniona genetyczna ciągłość między starożytnymi, a współczesnymi mieszkańcami Polski świadczy tylko o ciągłości genetycznej. Natomiast nie świadczy o ciągłości językowej czy etnicznej. Młodzi allochtoniści uważają wbrew swym starszym kolegom, że jednak na ziemiach polskich istniała ciągłość genetyczna, ale żyjąca tu starożytna ludność germańska uległa we wczesnym średniowieczu ekspresowej asymilacji. Swoje przekonania nie potwierdzają żadnymi dowodami, a jedynie swoimi wyobrażeniami i swoim widzimisię. Wynikają one z siłowej próby dopasowania najnowszych wyników badań nowoczesnej genetyki do archaicznej, nienaukowej allochtonicznej propagandy zrodzonej w XIX w. na gruncie prymitywnego niemieckiego szowinizmu. Nawet oni widzą nonsensy ortodoksyjnego allochtonizmu głoszącego mity o „pustce osadniczej” i o „fizycznej wymianie ludności”. Najnowsze, liczne badania archeologiczne coraz śmielej podważają pustkę osadniczą na ziemiach polskich. Analiza procesów asymilacyjnych podważa tezę, że prymitywny nieliczny lud (wg poglądów allochtonistów) w okresie stu lub dwustu lat na obszarze niemal połowy Europy, mógł zasymilować liczniejsze i stojące na wyższym poziomie cywilizacyjnym plemiona germańskie, irańskie i inne. Takie zjawisko w świetle faktów wynikających z procesów asymilacyjnych jest zwyczajnie niemożliwe. Wreszcie genetyka populacyjna pokazuje jasno, że ci rzekomo zeslawizowani „Germanie Wschodni” pod względem genetycznym, a więc pod względem pochodzenia są bliżsi pozostałym Słowianom Północnym, w tym i Słowianom Wschodnim, a nie germańskim Niemcom, Holendrom czy Skandynawom. Wedle poglądów allochtonistów Germanie mieli przybyć na ziemie polskie na przełomie er, podbić ją i zasiedlić. Dziwne zatem, że genetycznie nie przypominają oni tak bardzo swych rzekomych skandynawskich i niemieckich kuzynów, ale dużo bardziej Słowian Wschodnich. Fakty te stawiają w niewygodnej sytuacji teorie o „Germanach Wschodnich przybyłych ze Skandynawii”, o „wymianie ludności na ziemiach polskich między IV, a VI wiekiem”, o „dwustuletniej pustce osadniczej”, o „nieobecności Słowian do VI wieku w Europie Środkowej” itp. Fakty te podważają liczne dotychczasowe, historyczne „prawdy objawione”. Podważają całą niemiecką narrację historyczną na ten temat z taką zawziętością i fanatyzmem głoszoną na polskich uniwersytetach
Z szerzenie bełkotu oraz pseudo-nauki zaliczał bym taką stronę jak Sigillum Authenticum oraz lubiących wyżej wymienioną stronę takie osoby jak autor tego tekstu. Aż dziw bierze, że tego typu teksty lansuje się za pomocą ”oficjalnej nauki” czyli portalu Żywa Archeologia, która jak widać oderwana jest od rzeczywistości i przycadzona jest bzdurnymi teoriami z XIX wieku takimi jak np: że Słowianie nie istnieli w czasach starożytnych i byli niepiśmienni do chrystianizacji, tylko nagle pojawili się z mitycznych bagien prypeci w późnym średniowieczu, oraz powiada się jakieś absurdalne mity na uniwersytetach o jakiś pustach osadniczych czy wymianie ludności. Co zaś tyczy się samej archeologii to też nie jest lepsza w głoszeniu absurdalnych tez na temat Słowian, oraz ich rzekomego nie piśmiennictwa opierając się na bzdurnych pracach ”naukowych” zaborców takich jak np: Joachim Lelewel czy Gustaf Kossinna. W toku takiego rozumowania skoro twierdzi się, że Słowianie nie istnieli w czasach starożytnych bo były jakieś nonsensowne pustki osadnicze oraz wymiana ludności, to jak się znajduje jakieś archeologiczne artefakty, to nie przypisuje się ich Słowianom tylko jakimś kulturą. Innymi słowy jedyny problem jaki jest to interpretacja – przy starszych wykopaliskach nie można czegoś nazwać słowiańskim bo nas wtedy tu nie było według bzdurnych teorii Gustawa Kossiny, które powielają po dziś dzień archeolodzy oraz historycy. A jak czegoś nie można komuś przypisać to nazywane jest kulturą. Do czasu aż się nie pozbędziemy z podręczników Gustawa Kossinny to nic się nie zmieni. Wielkie brawa dla Archeologi Żywej za lansowanie własnej głupoty w tego typu artykułach
Prosimy o podanie chociaż jednego dowodu naukowego potwierdzającego, że Słowianie tutaj byli od zawsze. Wtedy zmienimy zdanie. Argumenty, które przytaczane są w komentarzu znamy bardzo dobrze. Zasadniczo, właśnie one są najczęściej używanymi przez zwolenników odwiecznej słowiańskości terenów dzisiejszej Polski.
Zdecydowanie Gustaf Kossina nie wiąże się z obiektywizmem w przypisywaniu etnosu. Wyróżnił on określone prowincje, które według niego bez wątpienia odpowiadały ściśle zdefiniowanym ludom. Czyli tak jak w przypadku Wielkiej Lechii. Jeśli już komuś można zarzucać teorie Kossiny to osobom propagującym Wielką Lechię. Różnica jest tylko w rozmieszczeniu poszczególnych ludów i niektórzy chcieliby u nas Słowian. Obecnie mamy pogląd realistyczny, w której kultury są tworami teoretycznymi, by w jakiś sposób uporządkować materiał źródłowy. W momencie gdy otrzymamy przesłanki, że wiążą się one z danym etnosem, wtedy poglądy zostaną zmienione – na razie jest to raczej niemożliwe. Nie pomogą w tym również badania genetyczne, ponieważ pochodzenie genetyczne nie jest równe pochodzeniu kulturowemu. Załamanie się osadnictwa w okresie wędrówek ludów określone w komentarzu jako „nonsensowne pustki osadnicze” jest faktem wyraźnie widocznym w danych, które posiadamy. W późnym okresie rzymskim na ziemiach polskich funkcjonowało równoczasowo tysiące osiedli ludzkich, zaś ich liczba w okresie wędrówek ludów zmalała przynajmniej dziesięciokrotnie. Dlatego też archeolodzy mówią o pustce osadniczej w Polsce doby wędrówek ludów. Nie oznacza to oczywiście że była to zupełna anekumena – raczej przez to określenie odnosimy się do obserwowanego znacznego rozrzedzenia sieci osadniczej w czasach wędrówek ludów w stosunku do okresu wpływów rzymskich.
Do fanów turbokatolskich teorii: nieopodal Szczecina około 1300 lat przed naszą erą miała miejsce bitwa, która rozmiarem dorównuje największym bitwom średniowiecza. Co na to autor propagandowego tekstu?
Ano, nie dorównuje największym bitwom średniowiecza.
Nie, nie dorównywała największym bitwom średniowiecza. I nie ma miała nic wspólnego z mityczną Wielką Lechią.
Jakim cudem bitwa, w której walczyło (wedle najbardziej optymistycznych szacunków) łącznie około 4 000 ludzi miałaby dorównywać największym bitwom średniowiecza? I co ta bitwa ma z mityczną Lechią wspólnego?
K.C, posiadasz zauważalne braki w ortografii języka polskiego, zatem Twoja pozycja jako „naukowca” czy też strony jest mocno nadwyrężona. Tym wpisem na poziomie 4-tej klasy szkoły podstawowej straciłeś całą wiarygodność.