, , ,

Średniowieczny miecz odkryty w Wiśle nie należał do templariusza

|


, , , , , , , ,

W lipcu 2025 roku na warszawskim Tarchominie Andrzej Korpikiewicz natknął się na długi, zardzewiały przedmiot wystający spośród kamieni umocnienia brzegu Wisły. Po oczyszczeniu go z mułu i przyczepionych do niego organizmów, zorientował się, że trzyma w rękach dobrze zachowany późnośredniowieczny miecz.

Widoczny na trzpieniu rękojeści wyraźny znak krzyża tylko utwierdził go w przekonaniu, że ma do czynienia z zabytkiem. Swoim odkryciem podzielił się ze społecznością pasjonatów archeologii na jednej z facebookowych grup tematycznych – i to właśnie tam uzyskał pierwsze potwierdzenie, że znalezisko może mieć dużą wartość historyczną. Następnego dnia miecz został przekazany do Stołecznego Konserwatora Zabytków, a stamtąd trafił do Pracowni Konserwacji Metalu w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie.

Wbrew pierwszym medialnym relacjom, odkrywca nie był wędkarzem – nie łowił ryb, tylko spacerował brzegiem rzeki. Nazwanie go „wędkarzem” to efekt nieścisłości w pierwszych komunikatach, które szybko zostały podchwycone przez portale ogólnotematyczne. W rzeczywistości przypadkowy spacerowicz zachował się wzorcowo: po zidentyfikowaniu znaleziska, samodzielnie zadbał o jego zabezpieczenie (owijając je tkaniną nasączoną wodą z rzeki), po czym osobiście dostarczył miecz do konserwatora. Postępowanie to zasługuje na uznanie – zarówno z punktu widzenia prawa, jak i praktyki konserwatorskiej. W przypadku zabytków żelaznych bardzo ważne jest, aby zapewnić im warunki przechowywania zbliżone do miejsca odkrycia.

Na podstawie dostępnych fotografii i relacji wideo można ostrożnie ocenić, że miecz ma formę typową dla XIV–XV wieku. Zachował się niemal w całości – od głowicy po sztych – choć już w momencie odkrycia był wygięty, a w kilku miejscach niemal pęknięty. Rękojeść jest wydłużona, co sugeruje możliwość chwytu dwuręcznego, charakterystycznego dla późnośredniowiecznych mieczy bojowych. Głowica okrągła, dobrze zachowana, wydaje się, że posiada mniejszy, wewnętrzny dysk (jak w typie J lub K wg Oakeshotta1OAKESHOTT E. 1964. Sword in the Age of Chivalry, Worcester-London.). Jelec nie zachował się, ale lekko zakrzywiona nasada głowni sugeruje, że nie musiał on być prosty. Głownia przy nasadzie jest wyraźnie szersza (prawie 5,5 cm), zwężająca się łagodnie ku sztychowi. Zbrocze – jeśli występowało – jest obecnie niewidoczne ze względu na silną korozję powierzchni metalu. Całość wskazuje na miecz użytkowy, przeznaczony do realnej walki, a nie broń paradną.

Zabytek jest obecnie poddawany specjalistycznym zabiegom konserwatorskim: wykonano zdjęcia RTG, trwa odsalanie w roztworze chemicznym, a po wypłukaniu i oczyszczeniu powierzchni metal zostanie zabezpieczony powłoką ochronną. Dopiero wtedy możliwe będą szczegółowe analizy typologiczne i technologiczne, które pozwolą ustalić więcej informacji na jego temat.

Znak krzyża – czy to coś niezwykłego?

Najwięcej emocji wzbudził widoczny na trzpieniu znak w kształcie krzyża łacińskiego. Pojawiły się liczne głosy – zarówno w komentarzach internautów, jak i w tytułach niektórych portali – sugerujące, że miecz mógł należeć do templariusza lub innego zakonnika. To typowy przykład nadinterpretacji: obecność krzyża nie oznacza związku z zakonami rycerskimi.

Jak podkreślał Marian Głosek w fundamentalnej pracy „Miecze środkowoeuropejskie z X–XV w.”2GŁOSEK M. 1984. Miecze środkowoeuropejskie z X–XV w. Warszawa., symbole wybijane na trzpieniu miecza należy interpretować jako znaki kowalskie. Ich funkcja była ściśle warsztatowa – pozwalały na identyfikację kowala lub pracowni wykonującej głownię. Nie miały charakteru dekoracyjnego ani symbolicznego w sensie heraldycznym czy religijnym. Co istotne, znak krzyża był jednym z najprostszych i najczęściej stosowanych motywów puncy – łatwym do wykonania przecinakiem, często bez precyzyjnych proporcji.

Znak na tarchomińskim mieczu znajduje się na niewidocznej w gotowym orężu części – pod oprawą rękojeści. To miejsce typowe dla sygnatur kowalskich. Podobne znaki (w tym w formie krzyża św. Andrzeja) występują na dziesiątkach innych mieczy znalezionych na ziemiach polskich – zarówno na głowniach, jak i trzpieniach – i są łączone z produkcją masową w ośrodkach takich jak Pasawa, Solingen czy Praga.

Warto dodać, że templariusze – choć popularni w wyobraźni zbiorowej – nie prowadzili działalności na Mazowszu, a ich zakon został rozwiązany w 1312 roku. Nic w obecnym stanie wiedzy nie wskazuje jednak, by omawiany miecz miał związek z jakimkolwiek zakonem rycerskim.

Miecz rzeczny – przypadek wyjątkowy, ale nie bez precedensu

Kadr z wideorelacji na temat postępów w pracach konserwatorskich. Widać charakterystyczny kształt głowni oraz łukowatą nasadę głowni
Kadr z wideorelacji na temat postępów w pracach konserwatorskich. Widać na nim charakterystyczny kształt głowni oraz łukowatą nasadę (fot. profil Fb Stołeczny Konserwator Zabytków)

Odnalezienie tak dobrze zachowanego miecza w dużej rzece jak Wisła to wydarzenie rzadkie, ale nie bez precedensu. W polskich muzeach znajdują się inne egzemplarze wydobywane z rzek, m.in. z Sanu, Wisłoki, Noteci czy Warty. Część z nich została znaleziona przy okazji prac melioracyjnych, inne – tak jak ten z Tarchomina – odsłoniły się naturalnie, podczas niskiego stanu wody.

Przyczyny obecności mieczy w rzekach są różne. Czasem broń była tracona podczas bitew, przepraw i ucieczek, czasem wrzucano ją celowo np. z obawy przed przejęciem przez wroga. W XIX i XX wieku wiele mieczy trafiało też do rzek wtórnie – wraz z rumowiskiem zburzonych miast. Wszystkie te scenariusze są bardziej prawdopodobne niż legenda o „zatopionym skarbie zakonu”.

„Najbardziej zależy mi na tym, żeby ten miecz trafił do warszawskiego muzeum, gdzie będziemy mogli podziwiać go wspólnie z rodziną – i gdzie będą mogli zobaczyć go także wszyscy odwiedzający” – dodał Andrzej Korpikiewicz w wywiadzie na kanale „Underground Passion”.

Postawa odkrywcy zasługuje na pełne uznanie. Nie tylko rozpoznał wagę znaleziska, ale też odpowiedzialnie je zabezpieczył i przekazał odpowiednim instytucjom. Tak, jak powinien postąpić każdy świadomy obywatel. W czasach, gdy zabytki bywają przywłaszczane, a w przestrzeni internetowej nie brakuje bezpodstawnych i szkodliwych sugestii, że oddanie znaleziska może sprowadzić na znalazcę kłopoty, ten przykład ma szczególne znaczenie. Miecz z Wisły przypomina, że dziedzictwo przeszłości nie należy do jednostki, lecz do nas wszystkich – i że jego ochrona zaczyna się od decyzji podjętej w chwili odkrycia.

Źródło: Nauka w Polsce (naukawpolsce.pl), profil Facebook Stołecznego Konserwatora Zabytków (facebook.com), kanał Underground Passion (youtube.pl)

Przypisy

  • 1
    OAKESHOTT E. 1964. Sword in the Age of Chivalry, Worcester-London.
  • 2
    GŁOSEK M. 1984. Miecze środkowoeuropejskie z X–XV w. Warszawa.
Redaktor naczelny AŻ | Strona |  + Inne wpisy

Archeolog, doktor nauk inżynieryjno-technicznych, popularyzator. Pierwsza osoba, z którą powinno się kontaktować w sprawie patronatów i ewentualnej współpracy z „Archeologią Żywą”. Post-doc w Katedrze Antropologii Instytutu Biologii Środowiskowej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół kultury materialnej późnego średniowiecza i wykorzystania nowoczesnych technologii w archeologii. Pasjonat multimediów i gier komputerowych. Prowadzący cyklu cotygodniowych popularnonaukowych webinarów pt. „Kontekst

Dodaj komentarz

css.php