Na prawym brzegu rzeki Drwęcy, przy granicy z Mazowszem, wyrosło sobie w średniowieczu miasto o nazwie Golub. Samo oczywiście nie wyrosło, ale trudno powiedzieć co mogło się tutaj dziać wcześniej. W 1293 roku teren ten został nadany biskupowi włocławskiemu Wolimirowi.
Sąsiadami Wolimira czyli tego, który woli mir, byli zakonnicy krzyżaccy. Z jednej strony więc miłujący pokój biskup, z drugiej zaś bracia zakonni. Czy możliwe jest bardziej pokojowe sąsiedztwo? Było tak pokojowo, że w 1293 roku biskup odstąpił swoje golubskie włości zakonnikom.
Po przekazaniu, zakonnicy z krzyżami i mieczami ochoczo zabrali się do roboty. Niecałe 10 lat po otrzymaniu dóbr, czyli około 1305 roku, rozpoczęli budowę zamku. Musieli mieć przecież jakieś miejsce gdzie można spać, modlić się, posiedzieć w pokutnej celi, ukrywać przed wrogami lub ewentualnie kogoś potorturować w lochach (ale tylko trochę). Krzyżacy przy budowie swoich zamków uwielbiali babrać się w ziemi. Musiało jej wystarczyć na nasypy i wyrównywanie dziedzińców, na co w sumie potrzebne było nawet 10 000 metrów3 gliniastej ziemi. Nie inaczej było w Golubiu.
Główne skrzydło zamku znajdowało się na południu. Tam był refektarz ogrzewany za pomocą pieca typu hypocaustum, którego znaczną cześć można do dziś zobaczyć w przyziemiu zamku.
Zamek rósł w siłę i znaczeniu, głównie z powodu swojego położenia. Leżąc na granicy Państwa Zakonnego często pojawiali się w nim goście, którzy niekoniecznie przyszli pogadać przy browarku. Gospodarze nie mieli jednak zakutych łbów i zdawali sobie z tego sprawę. Znaczy się czasem nosili hełmy, ale rozumu im nie brakowało, więc zamek był regularnie rozbudowywany i wzmacniany. W wieku XIV Władysław Łokietek kilkukrotnie przeprowadził audyt wykonania umocnień. Te wypadły satysfakcjonująco dla Zakonu i zamku nie udało mu się zdobyć.
Tuż przed bitwą pod Grunwaldem w 1410 roku, jego ówczesny komtur Mikołaj Roder miał całkiem dobrze zaopatrzony zamek, a przynajmniej w jedzenie. W piwnicy i kuchni było miejsce m.in na 6 beczek piwa, 5 wołów w soli, 22 beczki soli, 800 serów czy 12 beczek sadła. Dodatkowe miejsce było jeszcze w spichlerzu i młynie, a prócz tego w zamku rżało 192 koni i muczało 97 krów. Nie wspominając już o kwikach świń i beczeniu owiec. W zasadzie można było zaprosić wrogów na dobrą wyżerkę i zamiast rąbać się wzajemnie toporami, kulturalnie pograć w szachy i wesoło popijając piwo. Choć może tych beczek piwa było trochę za mało? Dużo gorzej prezentowało się wówczas wyposażenie obronne: 16 hełmów, 2 działa, 11 siodeł i 28 kusz. I z czym tu na wroga?
Jeśli komtur Mikołaj całe uzbrojenie wziął ze sobą pod Grunwald, to nie pomogło mu to w niczym, bo znalazł się wśród poległych. Gdy wojska polskie znalazły się w końcu pod murami golubskiego zamku załoga oddała go prawie bez walki. Rok później zamek był z powrotem u Krzyżaków. W 1422 roku Władysław Jagiełło zdobył go ponownie. Jeszcze pod koniec tegoż samego roku znów trafił do zakonu, tylko w trochę gorszym stanie. Jagiełło po jego zdobyciu nakazał zniszczenie murów, więc zakonnicy znów musieli wziąć się do pracy. W 1454 roku zamek znów był w polskich rękach, a po podpisaniu II pokoju toruńskiego, w 1466 roku trafił już do Polski na stałe i przez długi czas pełnił rolę siedziby starosty niegrodowego ziemi michałowskiej.
LITERATURA
- WASIK B., 2019. Zamek golubski w średniowieczu. Architektura i technika budowy, „Komunikaty Warmińsko – Mazurskie” 2 (304), s. 191-217.
Średniowiecze i historia. Historia i średniowiecze. Czasem na poważnie, czasem z przymrużeniem oka, ale zawsze trzymając się naukowych kanonów. Bawimy się słowem i uwalniamy historię!